Helderan

Królestwo sesji RPG


#31 2018-07-16 12:53:32

Jarek Jaworski

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-01-08
Posty: 13
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

https://zapodaj.net/images/48663647331fb.jpg



Muzyka: www.youtube.com/watch?v=BCIqVlELCts

           Promienie słońca przedzierały się przez gęste listowie otaczających Żywię drzew. Czuła się wspaniale, było ciepło lecz wiał chłody wietrzyk a jej stopy chłodził szemrzący, wyłożony otoczkami strumyk. Wokoło znajdowały się sarny, zające i młode dziki, radośnie ganiające się po zielonej trawie. Wszystkie zwierzęta zachowywały się tak naturalnie, jak gdyby dziewczę było istotą dziką, jak one. Wśród leśnej zwierzyny Żywia dostrzega czarnego koguta, który w przeciwieństwie do innych zwierząt wpatruje się w nią. Ma czerwone korale i oczy lśniące niczym rubiny. Ptak jednym okiem bezustannie obserwuje, patrzy nieruchomy obracając energicznie co chwila czarny łebek. Jest taki nienaturalny... Po chwili swoboda ustępuje zaniepokojeniu, dziewczyna już nie czuje się beztrosko... lęk. Tak, lęk to uczucie różne od strachu, albowiem strach wiąże się zawsze z realnym zagrożeniem, a teraz... teraz Żywia odczuwa niewyjaśniony lęk przed tym zwierzęciem. Zaraz, to przecież nie jest kogut... Zaczyna odnosić wrażenie że stwór ten to nie zwierz, a jakaś istota nie z tego świata! Nie może się ruszyć... spojrzenie ją paraliżuje a zwierz wciąż wpatruje się w nią, jego oko zdaje się zbliżać, rozrastać się... 'Kamień', chce podnieść kamień lecz nie jest w stanie się schylić. Nagle sarny podnoszą łby i stroszą uszy, zające gdzieś czmychają, dziki zdążyły już pierzchnąć w zarośla. Kogut stroszy się, unosi skrzydła, rozdziawia dziób i krzyczy! To nie jest dźwięk jaki wydają te ptaki, to wrzask, przerażający wrzask nieludzkiej istoty, bestii! Wrzask wbija się w głowę dziewczyny jak tysiące rozżarzonych igieł... Nagle ze ściany lasu wyłania się rozpędzony wilk! Chwyta koguta w paszczę i miota na lewo i prawo. Węgielne pióra unoszą się w powietrze... jest ich tak wiele, tak wiele że ziemia wokoło staje się czarna przypominając wypaloną. Gdy wszystkie pióra zdążyły opaść, dziewczę zdaje sobie sprawę że ma w ręku rzeczny kamień... Wilk stara się pożreć koguta. Mlaszcze i mlaszcze lecz nie może pogryźć... kogut wciąż się szamoce... lecz nie widać krwi! Wilk on, nie ma zębów. Ten wilk nie ma kłów a mimo to stara się pogryźć ofiarę...  Uduszony kur wiotczeje a w głowie Żywii odbija się echem mlaskanie... mlask, mlaaask, mlaaaaask.... mlasaaaaaaaaaak........mlaaaaaaaaa... Żywia wybudza się z koszmaru! Ledwie jej umysł zdał sobie sprawę że właśnie się obudziła gdy zszokowany widokiem olbrzyma stojącego nad jej łóżkiem sprawił że jej serce niemal stanęło! To Bogdan! On się gwałci! Obrzydliwy, przerośnięty starzec dotyka się wpatrzony w delikatną niewiastę! Zanim ta zdążyła cokolwiek z siebie wydobyć wielka dłoń zakryła jej usta. Po chwili znalazła się na szyi by mocno ją ścisnąć! Dziewczyna nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku! Izbę ogarnia jej niemy krzyk! Jej twarz staje się purpurowa gdy groteskowy olbrzym doprowadza się do rozkoszy. Nagle do izby wbiega szczerbaty Bytomir,  z koszem po brzegi wypełnionym kwiatami rumianku. Widząc co się dzieje rzuca się na Bogdana. Łapie go za szyję, niemal się na nim wiesza, lecz olbrzym, jednym ruchem reki, odrzuca go tak, że ten traci równowagę i ląduje na środku izby, z impetem roztrzaskując balię z wodą! Wytrącony kosz uniósł się w powietrze rozrzucając wokoło biało-żółte kwiaty...

* * *



            Izbylut szedł przodem, krokiem zdecydowanym lecz z lekka koślawym. Mogło to być wynikiem jakiejś starczej przypadłości, lub tragicznego zdarzenia z lat młodości, gdy zawadiaki jeszcze nie ograniczało ciało ani rozum. Mimo to mocno ściskał siekierkę, co chwila pociągając fajkę. Co ciekawe staruch co raz zatrzymywał się przy jakieś sosence, by ją obejrzeć, zupełnie jak gdyby faktycznie chciał znaleźć odpowiedni materiał na stelaż, dla wygarbowanej skóry.
- Będę z Tobą szczery – zaczął Izbylut nie zwalniając kroku ani nie odwracając się w stronę rozmówcy. - Nie podobasz mi się... Nie podobasz mi się bo jesteś zbyt bystry... - krew w żyłach Falibora poczęła przypominać górski potok... mroźny i wartki. -  Zauważyłem że masz skręconą kostkę... - nagle Izbylut zatrzymał się i zamilkł.- Do Falibora dotarło że skupiony na Izbylucie zapomniał że jest chromy i do tego w nieznanym lesie, gdyby drań zechciał mu tutaj uciec zrobił by to bez trudu, a wtedy Falibor znalazł by się w sytuacji sprzed kilku dni, kiedy to błądził w leśnej gęstwinie niczym ślepiec … Milczenie przeciągało się gdy Izbylut spojrzał na Falibora. Chciał coś powiedzieć lecz w tym samym momencie coś wyrwało go sprzed oblicza młodzieńca i cisnęło dwadzieścia łokci dalej! Starzec poszybował niczym szmaciana lalka by zatrzymać się na jednej z otaczających was sosen. Po chwili pojawiła się bestia, opadając z koron drzew. 'CO TO NA MIŁOŚĆ BOSKĄ JEST!!!???' Bestia o kształcie człowieka lecz groteskowo wypaczona o wielkich złocistych ślepiach, długich i chudych łapach przypominających gałęzie starego drzewa, nogach wygiętych niczym kozie lub psie łapy, ostrych kłach niczym szpikulce i przerośniętych sowich skrzydłach! Bestia jakiej oczy młodzieńca jeszcze nie widziały, bestia jakiej nie chciał by widzieć w najgorszym koszmarze! Serce kołacze mu tak bardzo że niemal nie wyrwie się  z piersi! Nie ma czasu na myślenie! Bestia wpatruje się w młodzieńca do czasu aż starzec nie wydusi z siebie – Uciekaj chłopcze! Uciekaj! Jesteś zbyt cenny!- Z ust starca broczy gęsto szkarłatna jucha, gdy w ostatnim geście współczucia, zagląda w oczy śmierci! Stwór jak gdyby na widok krwi, rzuca się w stronę starca! Nie mogąc rozłożyć skrzydeł podskakuje na długich nogach, błyskawicznie docierając do ofiary! Oczom Falibora ukazuje się leżąca pod jego stopami siekiera. Lawina pytań w całym amoku przemyka mu przez głowę nim zdecyduje się zerwać do ucieczki 'Gdzie jest zarebębek?, Jak daleko zajdę? Czy stwór nie rzuci się za mną w pogoń? '. Bestia już niemal dotarła do starca lecz ten zdołał wczołgać się pod obalone sosny! - Uciekaj! Uciekaj głupcze! - Krzyczy!


Fakty:
-Żywia miała koszmar, po obudzeniu się zaczęła być duszona przez Bogdana który się nad nią masturbuje.
-W pokoju znajduje się także poobijany Bytomir który chcąc pomóc dziewczynie rzucił się bezskutecznie na Bogdana.
-Falibor podróżując z Izbylutem został napadnięty przez jakieś stworzenie. Bestia rzuciła się na starca któremu udało się ukryć pod stertą przewróconych sosen. Falibor nie wie gdzie się znajduje, przed nim leży siekiera Izbyluta a bestia stara się dorwać starucha który resztką sił krzyczy by młodzian uciekał.

Ostatnio edytowany przez Jarek Jaworski (2018-07-16 16:24:00)

Offline

 

#32 2018-07-16 14:53:25

Falibor

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-29
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

Falibor szedł za starcem spięty. Milczał bo spodziewał się co nadejdzie. To była klasyczna sytuacja. Mężczyzna wierząc w swoje siły i doświadczenie mógł myśleć, że ma jakieś szanse z młodzianem.
Nie miał jednak pojęcia, że Falibor bez miecza jest równie śmiercionośny jak i z nim.
-Nie ma znaczenia co myślisz, starcze. Bystrość umysłu jest grzechem w oczach tych, którzy mają nieczyste myśli. Takie jak twoje. Ja natomiast...
Nie zdążył.
Nie zdążył dokończyć, gdzie nagle plugawe coś cisnęło starcem o dwadzieścia łokci dalej.
Logiczne myślenie Falibora szalało i potykało się o własne nogi gdy przeciwnik okazał się być czymś innym niż niedźwiedziem czy przerośnietym, czarnym wilkiem.
To był potwór.
Potwór jak z legend i bajań wędrownych zabójców monstrów.
Potwór z chorego snu pijaka, który dusił się z własnej otyłości.
Ten jednak nie był snem. Był koszmarem i to w dodatku żywym.
Falibor chwycił błyskawicznie siekierę i zmarszczył brwi.
Wyszczerzył zęby i pochylił się napinając muskularne ramię wprost do wymierzenia ciosu.
Jeżeli żyje to i krwawi- pomyślał.
Bestia jednakże odwróciła złociste oczy i poczłapała w kierunku łatwiejszego celu.
Falibor mógł pokonać w pojedynku kilku ludzi. Radził sobie w takich sytuacjach zostawiając z przeciwników bezgłowe, rozczłonkowane worki mięsa.
Nie wiedział jednak jak walczyć z potworem.
W dodatku stara siekiera prezentowała się wyjątkowo żałośnie przy łapach i pazurach tego skurwysyństwa.
Falibor zdecydował się, nie wypuszczając siekiery z ręki wycofywać w kierunku, z którego przyszli. Nie zapamiętał drogi ale wziął pod uwagę kierunek, który obrali, gdy tutaj szli.
Powolny odwrót był skuteczniejszy i bezpieczniejszy niż rzucenie się biegem w las ponieważ to mogło sprowokować bestię do ataku. Instynkt brał często górę nad pustym brzuchem.
Nie zamierzał pomagać starcowi. Nie w tym stanie, nie z tą bronią.
Ostatnie słowa Izbyluta zapadły Faliborowi w pamięć.
,,Jesteś zbyt cenny!"
Nie mógl teraz się nad tym zastanawiać.
Pora się wycofać.
Zwłaszcza, że dziadyga wskoczył pod potężne obalone sosny. Takich nie przestawi nawet tuzin niedźwiedzi.

Offline

 

#33 2018-07-17 12:09:08

sniadaniedolozka

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-28
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

Żywia obudziła się i odetchnęła ciesząc się, że to był tylko sen. Jednak spokój przyszedł na niezbyt długą sekundę. Zobaczyła nad sobą Bogdana.
Serce niemal stanęło.
Otworzyła usta chcąc krzyknąć, wezwać pomoc. Jednak mężczyzna był szybszy. Jego ohydna dłoń znalazła się na jej twarzy, chwilę później na szyi. Dziewczyna straciła oddech. Czuła niemal paraliżujący strach.
Nie, przecież to się nie mogło tak skończyć. Myśl Żywia, myśl! Już nie raz była w podobnej sytuacji, mężczyźni byli nią żywo zainteresowani i nie znosili sprzeciwu. Ta sytuacja była o tyle inna, że nie miała przy sobie żadnej broni. Ale nie... Podwinęła nogi mocno pod siebie i z całej siły wyprowadziła cios prosto w jego ohydne przyrodzenie. Nie zdążył zareagować a ogromna ręka na członku nie pozwoliła zamortyzować uderzenia tak jakby chciał.
Uścisk na szyi zelżał, dzięki czemu miała większe pole manewru. Dodatkowo zyskała nieco czasu.
Przypominając sobie, że Falibor rano zostawił jej prowizoryczną broń, sięgnęła za łóżko i wyciągnęła kamień. Bogdan nie zwracał szczególnej uwagi na to co ona robi, był zbyt zajęty własnym bólem. Podniosła się i starając się włożyć całą siłę w ramię, wyprowadziła dość precyzyjny cios kamieniem w czaszkę mężczyzny. Bogdan się zachwiał, po chwili leżał na ziemi w kałuży własnej krwi i już teraz czerwonych kwiatach.
Żywia stała sparaliżowana nad ciałem mężczyzny - jak się spodziewała martwym. Jednak nie była na tyle odważna by to sprawdzić. Wypuściła kamień z ręki. Bogdan się nie ruszał. Jego klatka piersiowa nie unosiła się.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Na środku izby leżał Bytomir, który chciał jej pomóc. Zanim jednak do niego podeszła sięgnęła po swoje ciuchy. Nie wiedziała co się dalej wydarzy, ale wolała nie być niemal naga. Naciągnęła szybko spodnie, zapięła koszulę i dopiero wtedy podbiegła do Bytomira by mu pomóc.
- Wszystko w porządku? - głos miała zachrypnięty.

Offline

 

#34 2018-08-01 23:18:12

Jarek Jaworski

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-01-08
Posty: 13
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

https://zapodaj.net/images/b0b191edffbd3.jpg



Muzyka: https://youtu.be/hKhHcy3PfNQ?t=522

          Bytomir leżał zamroczony a z jego głowy płynęła krew... Żywia stała i wsłuchiwała się w majaczenie starca, miała świadomość że ten był w przeciwieństwie do Bogdana, kruchy jak czerstwa kromka chleba.
- Nie, nie zabieraj mi jej... - majaczył- Ty kurwo jak możesz... to nasza jedyna córka... -  Mocno oberwał, możliwe że to zdarzenie odbije się na jego zdrowiu znacznie poważniej, niż można było by przypuszczać. Był stary czego świadomość miała wpatrzona w niego Żywia. Mimo to po chwili otworzył oczy i obnażył gołe dziąsła. Żywia zauważyła że ten starzec jest niezwykle zdeterminowany... tylko ku jakiemu celowi... - Ma więcej krzepy niż sądziłem... - wybełkotał, po czym pośpiesznie lecz z przeciągłymi jękami wstał i chwiejnym krokiem doczłapał się do Bogdana. - Na szczęście jeszcze żyje. - Dodał, przykładając ucho do jego torsu. - Kobieta była zaskoczona jak szybko wrócił do zdrowych zmysłów, po tym jak przed chwilą majaczył. Przez tą krótką chwilę, gdy rzucił się na Bogdana, Żywia dostrzegła w nim kogoś innego. Innego niż tego którym teraz jest, bądź stara się być...


* * *




    Gdy Falibor oddalił się na względnie bezpieczną odległość, usłyszał ryk i trzask łamanych kości. Nie było słychać krzyku starca, a jedynie przedziwne dźwięki, wydawane przez stwora, z którym spotkanie udało mu się przeżyć. Jeśli tylko uda mu się wydostać z tego przeklętego miejsca, będzie miał co opowiadać... Tylko kto uwierzy w takie historie? Minęło na tyle dużo czasu by Falibor się uspokoił, szedł przed siebie mając nadzieję że dojdzie niebawem do zarębku. Przedzierając się przez gęste iglaki, wojownik przypomniał sobie opowieść pewnej starej bajarki, która za srebrnika lub kawałek chleba opowiadała niestworzone legendy o Tazodańskich Górach. Wiele jest legend i opowieści lecz Faliborowi, zapadła w pamięć tylko jedna, o dzikich szczepach nienasyconych walką dzikusów. Ponoć gdyby nie fakt że są tak strasznie złaknieni krwi, w efekcie czego zabijają się sami nawzajem, podbili by imperia Ungardu bez trudu. Wielcy wojownicy, barbarzyńcy spod lodowych grzbietów tazodańskich szczytów. Niestudzeni niszczyciele nie znający strachu ni bólu. Falibor żałował że nie spamiętał większej ilości historii, które wtedy wydawały mu się niczym innym jak, bełkotem starej wariatki. Być może wiedział by, czego się spodziewać u podnóży tych przeklętych gór. 
    Las nieco się przerzedził, przez co podróżnik mógł dalej sięgnąć wzrokiem. Cienkie i wysokie sosny, łyse jak powbijane w ziemię lance, tylko u szczytów obrośnięte gęstą grzywą igieł. Zmagają się między sobą w pojedynku o promienie słońca, pnąc się niewzruszenie ku niebu. Falibor  lustrując okolicę, spostrzega między nimi coś niesamowitego. Ogromna, wysoka jak troje ludzi istota, z wyglądu przypominająca niewyobrażalnie starego dziada, stoi w odległości kilkudziesięciu łokci, wpatrzona oczyma przysłoniętymi gęstą szczeciną białych brwi. Jest zgarbiona, jak gdyby dźwigała na plecach brzemię setek lat, które teraz ciążą jej tak bardzo, że musi zadzierać głowę by patrzeć przed siebie. Z takim jednak rozmiarem, nie musi tego robić, gdyż wszystko wokoło, za wyjątkiem drzew, jest od niej mniejsze. Starzec wpatruje się w postać wojownika, po czym wskazuje nań powykręcanym paluchem o długim, żółtym paznokciu. Dzieli ich znaczna odległość, lecz Falibor czuje lęk. Istota opuszcza rękę, by drugą, bez żadnego wysiłku, rzucić coś, pokaźnych rozmiarów w jego stronę. W locie, Falibor nie był w stanie rozpoznać co to jest. Dopiero gdy spadło mu pod nogi, zdał sobie sprawę że jest to truchło potwora, który przed kilkoma godzinami zaatakował jego i Izbyluta. Monstrum było powykręcane, tak że przypominało skórzany worek pełen flaków i pogruchotanych kości. Było bez wątpienia martwe. Falibor spojrzał na tajemniczą istotę w oddali, a ta w niewyjaśniony sposób zniknęła za jedną z wąskich sosen. To nie było możliwe, by zniknąć w taki sposób! To musiała być jakaś magia! To słowo mieszkańcom Ungardu, każdego królestwa, kojarzy się tylko z jednym. Głoszącym na ambonie klechą, opluwającym wszelkiej maści, dawno już wybitych czarnoksiężników i magów. Nie mniej jednak to słowo nasuwa na myśl skojarzenie piekła, zła i diabelskiego pomiotu. Nagle Falibor zdał sobie sprawę że istota nie koniecznie wskazywała na niego... mogła wskazywać na …  Izbyluta... Jeśli bestia nie żyje to ten stary głupiec może jeszcze dychać. Gwałtowna myśl przemknęła przez skołowany umysł mężczyzny. Słońce skłaniało się ku zachodowi gdy zdezorientowany szukał najlepszego rozwiązania z tej patowej sytuacji.


* * *



           Żywia siedziała na parterze, przy stole, popijając nerwowo rumianek, który zaparzył jej Bytomir. Oczekiwała z niecierpliwością powrotu Falibora. Co chwila zerkała na schody prowadzące na piętro, mając w pamięci pełne grozy wydarzenie. Starzec, przez cały czas, starał się jej wytłumaczyć że Bogdan jest nieszkodliwy, że jest niczym dziecko, zamknięte w ciele dojrzałego mężczyzny. Bezzębny opiekun wykazywał cechy... jakże ludzkie, w przeciwieństwie do innych poznanych mieszkańców wioski. Nie był sprośny jak można było by przypuszczać, mając na uwadze pierwsze wrażenie. Najwyraźniej jest dobrym aktorem, lub źle ocenił Żywię za pierwszym razem. Teraz zdawał się troskliwy. Rozumiał że dziewczyna jest przestraszona i że postać Izbyluta jest niepokojąca, dlatego ponownie postanowił zaproponować, by dziewczyna się wyniosła od Izbyluta i zatrzymała u niego. Obiecuje pomoc znachorki i że, zapozna ją z innymi mieszkańcami wioski, gdy tylko wydobrzeje. Niepokój mimo to nie opuszczał Żywii, która wciąż miała w głowie  traumatyczne przeżycie. Do tego świadomość, że olbrzym na piętrze, zaraz może się obudzić, przytłaczała ją. I jeszcze ta choroba... jej oczy piekły niczym rozżarzone węgielki. Czuła się taka słaba. Miała przerażającą świadomość tego, że gdyby któryś z tych dziwaków, chciał wziąć ją siłą, nie była by w stanie skutecznie się opierać. Cała ta sytuacja fatalnie odbiła się na jej samopoczuciu. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej tylko jedno. Jeśli ma się bronić, musi wydobrzeć, a do tego potrzebne są jej leki i opieka. W głowie, miała sprzeciw Izbyluta odnoszący się do wizyty u znachorki i fakt, że w jego domu doszło do tragedii. Nie wiedziała komu ufać... zachodziła w głowę, gdzie teraz jest Falibor, skoro mroki nocy zalewają już zarębek. Nagle, w tej chwili, u progu schodów, ujrzała postać olbrzyma. Był skulony i nie schodził na parter, lecz obserwował, co dzieje się na dole z ukrycia, trzymając się za zakrwawioną  głowę.

Fakty
-Falibor oddalił się od miejsca spotkania bestii i uspokoił się. To co widział przypomniało mu jedna z legend o mieszkających być może  w tych okolicach barbarzyńcach.  Po kilkugodzinnej wędrówce wciąż jest w lesie. Spotyka olbrzymiego starca który wskazuje na niego palcem lub jakiś kierunek  za nim co zmusiło by go do zawrócenia. Istota rzuca mu pod nogi truchło bestii która zaatakowała go przed kilkoma godzinami. Falibor doszukuje się magi w zaobserwowanych zjawiskach a w krainie Ungardu z której pochodzi magia jest tępiona przez nowa jedyną wiarę która od kilkuset lat zbiera swe żniwo na terenie wszystkich królestw. (w razie pytań pisać na facebooku) Obecnie Falibor zastanawia się nad dalszymi krokami zdaje sobie sprawę że albo zabłądził albo jest niedaleko wioski.
-Żywia jest na parterze oczekując Falibora. Nie chce opuścić tego miejsca mimo strachu przed olbrzymem na pietrze żeby być na miejscu gdy wróci Falibor. Nie wie komu może zaufać. Jest słaba i potrzebuje pomocy. Zagadkowy Bytomir ponownie proponuje pomoc. 
- Już zmierzcha

Offline

 

#35 2018-08-02 09:43:04

Falibor

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-29
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

Ryk.
Ryk i odgłos łamanych kości.
Przyjemny dla uszu wojownika. Niepokojący dla uszu człowieka.
Falibor czuł się rozdarty pomiędzy tym co widział a tym co słyszał.
Z jednej strony widział, że dziadyga ukrył się pod zawalonymi drzewami a z drugiej, słyszał jak może być miażdżony w łapach potężnej bestii o złotych oczach.

Szedł już kilka godzin. Strach uciekł przed ostatnimi promieniami słońca wpadającymi do błękitnych oczu Falibora wypędzając z niego lęk, zostawiając determinację, spokój i szum lasu wokół.
Ciepło i wiatr smagały naprzemiennie jego nagi tors dając ulgę dla skóry zlanej potem. Cieszył się, że zostawił pancerz w domu Izbyluta. Jest przez to szybszy i nie jest mu tak gorąco jak mogłoby być. No i nie obciążał nogi..
Przypomniał sobie opowieści o tych terenach. O jego mieszkańcach, ich ,,wspaniałej" tradycji zabijania się między sobą tylko z sobie znanych powodów. Jeśli wierzyć opowieściom to dobrze, że tak się dzieje.
W przeciwnym razie cała cywilizacja Imperiów Ungardu stała by się dziczą a on nie mógłby zarabiać na łapaniu tych, którzy nie przestrzegają prawa. Lubił tą pracę.

Drzewa przerzedziły się a Falibor wzmógł czujność. Może wreszcie dostrzeże wioskę?
Nagle pomiędzy drzewami dostrzegł jakiś dziwny, potężnych rozmiarów posąg... zaraz... to nie jest posąg!
To był wielkich rozmiarów starzec.
Wyglądał karykaturalnie pomiędzy nieco większymi od niego drzewami.
Falibor stanął w miejscu i patrzył na... to coś.
Starzy ludzie przyprawiali go o jakiegoś rodzaju obrzydzenie. Ten tutaj wyglądał na prastarego o rozmiarach trzech ludzi..
Stworzenie podniosło ramię i wycelowało w niego palec.
Wojownik spiął się gotowy do uniku.
Zamiast błyskawicy, wielki staruch posłał w jego kierunku jakieś ścierwo, które wyglądało jak... jak bestia, która ich zaatakowała!
Leżała u stóp Falibora, cała we krwi, żałośnie powykręcama, zmiażdżona przez ogromną siłę.
To popis siły?- pomyślał Falibor.
Bestia nie patrzyła już na niego złotymi oczami, nie miała w sobie gniewu i dzikości.
Leżała tutaj. Słaba, zniszczona, pogruchotana. Martwa- to było pocieszające.
Leśny stwór wskazał ponownie w kierunku Falibora... czy może raczej za niego?
Kawałki układanki zaczęły układać się w jedną, spójną całość.
Chciał zadać pytanie ale dobrze wiedział, że nie ma na to czasu. Gdzieś tam leży Izbylut, jeszcze żywy.
-Dziękuję- odpowiedział krótko Falibor widząc jak stary, leśny dziad znika i udał się po swoich śladach z powrotem, do miejsca, w którym zostali zaatakowani przez bestię.
Może ten stary idiota doceni, że młodzian po niego przyszedł i przestanie podchodzić do niego z otwartą wrogością jednocześnie zacznie odpowiadać na pytania.
Póki co nie ma tu spokoju.
Zastąpiły go potwory, magia i noc.

Offline

 

#36 2018-08-06 21:24:02

sniadaniedolozka

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-28
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

Nagłe pobudzenie Bytomira było dość dziwne i zaskakujące. To wszystko co się wydarzyło przed chwilą bardzo wytrąciło dziewczynę z równowagi ale nie zaburzyło postrzegania.
Jej napastnik żył. Poniekąd była ucieszona, nie chciała go przecież zabić. A z drugiej strony oznaczało to że będzie nadal jej zagrażał.
Ja… pójdę się umyć. - spojrzała na swoje ręce. Nie widziała na nich krwi której co prawda się spodziewała ale musiała stąd natychmiast wyjść.
Zeszła na dół i wyszła z domu. Usiadła na zewnątrz na trawie i wzięła głęboki oddech. Myśli kłębiły się w jej głowie. Co miała zrobić? W zasadzie mogła teraz uciec, nikt by jej przecież nie gonił. Ale co z Faliborem? Poza tym nie za bardzo mogła sobie na to pozwolić w takim położeniu w jakim jest teraz.

Spędziła dłuższą chwilę na powietrzu próbując się uspokoić. Nie było to łatwe w tej sytuacji. Widziała kątem oka że Bytomir wygląda poszukując jej. Postanowiła więc wrócić do środka. Weszła do izby i usiadła na krześle nic nie mówiąc. Dostała rumianek na uspokojenie za który cicho podziękowała.
Bytomir był bardzo miłym człowiek jednak wzbudzał w niej nadal lęk. Jak każdy mieszkaniec tej dziwnej wioski. Przynajmniej każdy którego poznała. Propozycja Bytomira nie była tak wulgarna jak propozycja Bogdana, dlatego nie zareagowała ostro.
- Dziękuję za pomoc, jednak nie chce rozstawać się z Faliborem. Jednak chętnie spotkam się ze znachorką. Czy mógłby mnie Pan zaprowadzić do niej? - zapytała próbując przywołać na swoją twarz uśmiech. - Ale nie chciałabym teraz wychodzić. Póki nie wrócił Falibor… i gospodarz.
Gdzie oni się podziewali? Falibor miał chorą nogę, nie powinien zbyt daleko chodzić. A może to coś związanego z tymi wilkami? Nie mogła zapytać, bo wydałoby się że wie. A z resztą to nie jej sprawa. Bardzo się martwiła, skoro ich nie ma od dłuższego czasu. W dodatku Bogdan...
Jakby na zawołanie wyłonił się z cienia. Żywią coś wstrząsnęło. Chwyciła nóż, który leżał na stole i przysunęła go bliżej ciała. Nie kryła się z tym. Chciała żeby widzieli. Bała się, to był naturalny odruch. Obserwowała Bogdana z dołu, chciała widzieć każdy jego ruch by się przygotować na ewentualny atak.

Offline

 

#37 2018-08-08 07:49:49

Jarek Jaworski

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-01-08
Posty: 13
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

https://zapodaj.net/images/faf52e9ee6682.jpg



Muzyka: https://youtu.be/xHfoCBw4lXs?t=2

    Niebo przykrył całun ciemności, gdy wojownik dotarł do miejsca, w którym ostatnio widział Izbyluta. Niewielu było tak odważnych mężów a ten, miał dodatkowo poukładane w głowie. Niestety to trzeźwe myślenie i świadomość tego co widział w tym lesie za dnia, sprawiała że był przerażony. Mrok w dolinie jest nad wyraz głęboki a w tych gęstych borach otaczających zarębek, pochłania niemal wszystko. Blade promienie księżyca gdzieniegdzie przedzierały się przez bujne korony otaczających go sosen, pozwalając dostrzec zarysy najbliższego otoczenia. Panowała absolutna cisza, Falibor słyszał tylko skrzypienie poruszanych wiatrem wysokich sosen. Jego wzrok na niewiele się teraz zdawał, więc instynktownie wyczulał słuch. Nigdy nie był zlękniony tak jak teraz, świadomość tego co żyje w tych lasach, przyprawiała go o zimne poty. Przed oczami wciąż miał skrzydlatą bestię. Zwłaszcza teraz gdy dotarł do miejsca jej spotkania. „Obalone sosny”, starał zmusić się do trzeźwego myślenia. Niemalże po omacku, udało mu się trafić do miejsca w którym Izbylut ukrywał się przed skrzydlatym stworem. Po ciemku schylił się i na czworaka począł macać leśną ściółkę. Spodziewał się natrafić na wybebeszone zimne ciało, lecz ku jego zaskoczeniu niczego podobnego nie znalazł. Mimo to powąchał palce którymi macał glebę i zdał sobie sprawę że te zbroczone są krwią. Jeszcze chwilę postanowił poszukać czegoś przydatnego. „Być może starzec coś zostawił”. Ciekawość Falibora została groteskowo nagrodzona, gdyż jego dłoń natrafiła na urwany palec. Ten fakt nie zrobił na woju większego wrażenia. Wiele razy widział podobne członki i znacznie gorsze rzeczy. To dziwne lecz świadomość szukania starca, przywoływała na myśl polowanie na drania, oznaczonego nagrodą. To nieco uspokoiło wojownika. Poczuł się jak przed kilkoma dni, tym samym zdając sobie sprawę, że to miejsce silnie na niego oddziałuje. „Żywia” świadomość tego że zostawił ją samą na tak długo, wywoływała u niego niepokój.  Wygramolił się spod konarów grubych drzew, zauważając w blasku księżyca jak potężnie zostały poszarpane pazurami. Po opuszczeniu kryjówki znów ogarnął go lęk. Nic nie widział, siekiera zdawała się być bezużyteczna, mimo to ściskał ją bardzo mocno. Powoli ogarniała go paranoja. Zaczął słyszeć odgłosy. Nie wiedział czy te które słyszy dochodzą z lasu czy to myśli krzyczą w jego głowie tak głośno...
    „Odgłosy”... słyszy jakby pazury ocierające o korę. Poczuł chłodny powiew wiatru i odniósł wrażenie że coś dużego nad nim przeleciało. Wędrowiec zgiął nogi w kolanach rozkładając ręce na boki, będąc gotowym na każdą ewentualność. Mrożący krew w żyłach, chrapliwy pomruk wydobył się z koron drzew nieopodal niego. Falibor natychmiast skierował spojrzenie w tamtą stronę lecz widział tylko korony drzew. Nagle coś co brał za szczyt jednego z nich, zerwało się w powietrze wydając dźwięk trzepoczącego na wietrze proporca. Wstrzymał powietrze w płucach i wytężył słuch jeszcze bardziej. Obłęd sięgnął zenitu gdy w oddali usłyszał tępe odgłosy, rozłożone regularnie w czasie. To mogły być kroki czegoś naprawdę dużego.  Tąpnięcia były powolne lecz przysiągł by że ziemia zadrżała pod jego nogami. „Nie, nie...” pomyślał, „Czy stwór uciekł przed tym czymś?”. Tąpnięcia oraz drgania były coraz bardziej nasilone a po chwili do uszu przerażonego wojownika, dotarł także odgłos odchylanych drzew. Falibor wiedział że jeśli rzuci się do ucieczki w takim mroku, prędzej czy później zatrzyma się na jakimś drzewie. Pulsująca stopa stała się teraz jego najmniejszym zmartwieniem, odnosił wrażenie że jest w stanie biec jak gdyby nic mu nie dolegało. Serce wali jak młot a stres osiąga granice pozwalające zachować trzeźwe myślenie. Nagle! Coś podbiera z drugiej strony! Falibor zdążył tylko odwrócić głowę gdy potężny cios trafia jego czaszkę. Wojownik zdążył tylko przeciągle zamruczeć, gdy drugi cios całkowicie pozbawił go przytomności!


* * *



    Baytomir widząc jak dziewczyna ściska nóż, odezwał się spokojnie, lecz z charakterystycznym dla niego akcentem, człowieka pozbawionego znacznej części uzębienia.
- Już teraz zaprowadził bym cie do znachorki, lecz jest już tak późno...- Żywia zaniepokoiła się jeszcze bardziej, słyszżc jak starzec akcentuje, „tak późno”. Zdawała sobie także sprawę, że Bytomir nie mówi tego tylko ze względu na nią, lecz także na siebie, gdyż mimo iż skrzętnie ukrywa grymas bólu, dokuczają mu obite trzewia. - Mi jednak, czas iść do siebie. Już zmierzcha.- mówiąc to złapał się za bok a na jego twarzy wyłonił się niesmak. „Jeśli starzec nie zabierze ze sobą Bogdana ten zostanie tutaj ze mną sam na sam” Ta myśl zmroziła jej krew w żyłach. Przez chwilę chciała zatrzymać Bytomira lecz nim to zrobiła, uzmysłowiła sobie pewne celowe zagranie starca. Być może najzwyczajniej chce zmusić ją do tego by z nim poszła. Wystarczy iż oznajmi, że nie może zostać i nie weźmie ze sobą Bogdana, na którego rzekomo nie ma wpływu. Wówczas dziewczyna została by zdana na siebie a w tym stanie nie była by zdolna obronić się przed tym przerośniętym niedorozwojem. Bytomir zdążył dźwignąć się z krzesła, gdy z podwórza od strony lasu, dobiegł głos. - Pomóżcie. Ludzie pomóżcie. Starzec jest ranny! – To był zbawienny dźwięk dla uszu Żywi gdyż bez wątpienia należał do Falibora!  Ta zerwała się z krzesła by podbiec do drzwi, lecz Bytomir zdążył schwycić ją za rękę. Z grozą w głosie powiedział by nie otwierała drzwi. Dziewczyna w pierwszej chwili się przeraziła, pomyślała że starzec chce jej przeszkodzić by nie mogła pomóc przyjacielowi. Mimo słabości wyrwała rękę spod jego uścisku i ruszyła w stronę drzwi prowadzących na werandę. „Falibor, oby nic Ci się nie stało” …


* * *



    Wojownik otworzył oczy, którym ukazała się przysypana igliwiem, twarz Izbylua. Próbując wstać poczuł promieniujący ból głowy przez co otoczenie zawirowało mu przed oczyma. Nie stracił przytomności lecz gdy złapał się za głowę zdał sobie sprawę że całą twarz ma umorusaną zaschniętą juchą. Cały przysypany był Igliwiem zupełnie tak jak leżący obok Izbylut. Falibor nie stając na nogi a klęcząc rozejrzał dookoła. Nastał dzień, lecz widoczność była niemal taka sama jak nocą z powodu spowijającej drzewa, gęstej mgły. Nachylił się nad starcem by sprawdzić czy żyje. „Jest puls” pomyślał. W tej chwili Izbylut wykrztusił sporo gęstej juchy, łapiąc chrapliwie kilka wdechów wilgotnego powietrza. Otworzył oczy i nawet nie próbował wstać. On umierał, Falibor zdawał sobie z tego sprawę. Nie musiał odgarniać igliwia, wystarczyło że spojrzał mu w oczy. Nieraz widział ludzi w takim stanie. Czasem dało się ich uratować, lecz zawsze z pomocą wykwalifikowanych lekarzy. Fakt że Izbylut leżał na ziemi przesiąkniętej własną krwią, świadczył że nie pociągnie zbyt długo. Mimo to zmusił się do mówienia.
- Jeśli wskażę ci drogę... hyyyyyy.... hyyyyyy... To czy zabierzesz mnie... hyyyyy ze sob... hyyyy hyyyy ??? Życie Izbyluta wisiało na włosku lecz w tej patowej sytuacji Falibora także. Mógł go oszukać i zostawić, gdy tylko ten wskaże mu kierunek, lecz wiedział że ten starzec to stary wyga i być może nie wskaże właściwego kierunku, ujawniając go dopiero gdy ten dźwignie go na plecy. Poza tym nawet jeśli starzec wskaże właściwy kierunek, nie trudno będzie go zgubić w tej mgle. Falibor patrzył na człeka u kresu swego żywota i zastanawiał się co zrobić...


* * *



    Żywia schwyciła klamkę. W tym momencie olbrzym na piętrze zawył przeciągle i schował się w pokoju. Zawahała się przez chwilę, którą to Bytomir, jęcząc z bólu, wykorzystał, mówiąc – wyjrzyj przez okno... najpierw wyjrzyj przez okno... -  Żywia odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy. Stał oparty o stół trzymając się za brzuch. Wyjrzała przez okno obok drzwi i w czeluściach mroku nocy dojrzała nagą białą istotę, powłóczącą nogami przez wysoką trawę. Skierowaną w ziemie głowę, podtrzymywały zgarbione plecy a ręce wisiały bezwładnie niczym wysuszone pętka kiełbasy, podwieszone nad szynkwasem. Gdy tylko Żywia zdała sobie że nie jest to istota ludzka cofnęła się... „Co to jest?” Na jej twarzy pojawił się lęk. Ponownie spojrzała na Bytomira, lecz ten milczał. Wróciła do okna, lecz na podwórzu nikogo już nie zobaczyła. Wtem, klamka w drzwiach się ugięła a Żywia niczym zając odskoczyła do tyłu, mając świadomość że istota znajduje się tuż obok niej, tylko za ścianą. Klamka poczęła energicznie się poruszać jak gdyby ktoś z drugiej strony szaleńczo za nią ciągnął. Drzwi jednak się nie otworzyły. - Nie wejdzie do chaty- wymruczał Bytomir, siadając ponownie na krześle. - nie wyglądaj więcej za okno, nie otwieraj drzwi i nie bój się już, stają się natarczywe gdy odczuwamy lęk. Musiała wyczuć twój strach. Zwęszyła go już w lesie, rzadko podchodzą aż tak blisko. Musi być bardzo głodna. Po prostu usiądź i nie zamartwiaj się, wypij zioła do końca a ja zostanę dziś z tobą do rana...- Westchnął na koniec po czym oblizał wargi, jak to miał w zwyczaju.

* * *



    Dziewczyna nie potrafiła ukryć szczęścia jakie ją ogarnęło, gdy po otwarciu oczu, ujrzała siedzącego obok jej łóżka Falibora. Był znużony i drzemał na siedząco wsparty o ścianę. Jedną nogę miał wyprostowaną a na jej końcu brakowało buta, przez co Żywia dostrzegła jak mocno opuchniętą ma stopę. Przybrała sinej barwy a kostka podwoiła swoją objętość. Uwidoczniły się fioletowe żyły... Chwilę potem poczuła jak strasznie, pieką ją oczy. Ogarnął ją smutek, gdyż zdała sobie sprawę, że długo tak nie pociągną...

Fakty
- Falibor dociera do miejsca w którym ostatnio widział Izbyluta lecz nikogo nie znajduje. Jest u kresu zdrowych zmysłów, słyszy potworne odgłosy i dźwięki. Traci przytomność uderzony w głowę. Okazuje się że najprawdopodobniej to Izbylut go ogłuszył a następnie przysypał igliwiem by ich ukryć na czas nocy. Jak można się domyślać nie miał siły zrobić niczego innego. Rano gdy Falibor odzyskuje przytomność Izbylut prosi go o pomoc. Falibor może spróbować go dźwignąć lecz to na pewno dodatkowo nadwyręży jego stopę. Panuje mgła i nic nie widać, Falibor ma obawy czy zdoła wrócić do Jaworzyn nawet jeśli Izbylut wskaże mu właściwą drogę. Na koniec posta Izbylut trafia do zarębku i siada przy łóżku Żywii a jego noga jest w opłakanym stanie. Nie wiadomo co stało się z Izbylutem czy zmarł czy może bezpiecznie dotarł do wioski gdzie ktoś mu pomaga.
- Żywia oczekując powrotu Falibora spędza czas z Bytomirem na parterze Budynku. Bytomir zadbał o dziewczynę. Wieczorem Żywia słyszy głos Falibora za drzwiami lecz okazuje się że to jakieś monstrum podszywa się pod niego. Dobija się do drzwi lecz nie wchodzi mimo iż te nie są zamknięte na klucz. Nie wiadomo co działo się potem. Rano Żywia budzi się w swoim pokoju i widzi wymęczonego kompana.
- Falibora nie było przez cały dzień i całą noc wrócił dopiero następnego dnia lecz pora nie jest określona.
- Krzysiek, luki w tekście które możesz wykorzystać to na pewno podróż do miejsca w którym Falibor widział ostatnio Izbyluta oraz droga z lasu do zarębku w której to określisz co stało się z Izbylutem.
- Agnieszka, Ty możesz rozwinąć się opisując co robiłaś przez resztę dnia aż do wieczoru wraz z Bytomirem  oraz sam wieczór w który to ujrzałaś dziwne stworzenie za domem.
- Polecam odegranie dialogów ze mną jako byście rozmawiali z NPC (np. na facebooku) lub po prostu możecie zapytać się mnie o suche fakty i informacje jakie udało wam się od nich uzyskać. Potem wpleciecie sobie wszelkie informacje w wasze posty.

Offline

 

#38 2018-08-13 10:09:44

Falibor

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-29
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

Mrok i ciemność.
Zastały go, gdy dotarł do miejsca, w którym ,,stoczyli" swój pierwszy bój.
Falibor nie mógł sobie przypomnieć czy kiedykolwiek był uczestnikiem starcia, w którym nie wyprowadził ani jednego ciosu.
Cóż... teraz mógł powiedzieć, że był.
Absolutna cisza idealnie koegzystowała z przytłumionymi promieniami światła księżyca nie potrafiącego, żadną mocą, przebić się przez dziwny całun ciemności. Tak typowy dla tych lasów. Tak nie typowy dla wszystkich miejsc, w których kiedykolwiek Falibor się znajdował.
Nie. Nie da się na stojąco. Zaraz przyżnę łbem o jakąś gałąź- pomyślał mężczyzna i uklęknął.
Dobrze, że było ciemno. Z zewnątrz na pewno wyglądał żałośnie...
Falibor zaczął dokładnie przeszukiwać ściółkę w miejscu, w którym jak mu się wydawało- mógł znajdować się Izbylut.
Niczego nie znalazł.
Ale ziemia w tym miejscu pachniała krwią.
Szlag by to. Bestia dziada zabrała do leża... -pomyślał.
Jakby na potwierdzenie jego słów jego ręka trafiła na urwany palec.
Miękki z zewnątrz, twardy w środku, cały wilgotny. Śliski i poszarpany z jednej strony, z drugiej zaś ostra krawędź, złamanego paznokcia.
Przynajmniej coś znalazłem- pomyślał.
Mógł przyznać, że to było najdziwniejsze wyjście po drewno w jego życiu.
Często w trakcie swoich przygód zastanawiał się nad tym czy nie zmienić zawodu.
Fakt, że nie potrafił zbyt wiele oprócz robenia mieczem.
Zostało mu trochę życia a na zmianę zawodu było już za późno.
Będzie musiał zacząć odkładać bo znając jego szczęście, dożyje później starości- pomimo zawodu, który wykonywał.
Korowód myśli w jego głowie nie pomagał mu w logicznym podejściu do sprawy. Zwykle podczas poszukiwań kogokolwiek, Falibor był skupiony tylko na zadaniu i konkretach.
Teraz jego umysł wypełniała Żywia, wola przeżycia i te cholerne odgłosy dochodzące zewsząd.
Czy on zwariował?
Jeżeli jeszcze nie, to chyba zaczyna tracić zmysły.
Ścisnął mocniej siekierę.
Nagle usłyszał coś jakby pazury ocierały się o korę drzew nieopodal. Chwilię później gwałtowny, chłodny powiew wiatru sprawił wrażenie jakby coś przeleciało nad nim. Machnęło skrzydłem?
Usłyszał też kroki? nie... tąpnięcia!
Uderzenia o ziemię czegoś dużego, ciężkiego. Stąpnięciom wtórowały chrapliwe pomruki.
Czyżby to fruwające ścierwo uciekało przed czymś dużo większym?
Falibor nie mógł uciekać. Ucieczka w tych warunkach może skutkować śmiercią pewniejszą niż podjęcie walki.
Dlatego zdecydował się ją podjąć...
Stanął w kroku bojowym. Żałował, że nie ma swojego miecza szermierczego. Przynajmniej zginąłby z honorem.
Jeżeli przeżyję to piekło. To zabieram swój miecz z domu tego przeklętego dziada i już nigdy, przenigdy nie oddam go nikomu na przechowanie. Koniec z byciem miłym i uprzejmym.- pomyślał.
Autentyczny gniew dodał mu odwagi, która przeplatała się z adrenaliną. Nie czuł bólu nogi.
Był gotowy.
Bohaterski zryw został jednakże przerwany uderzeniem w głowę a jedna ciemność została zastąpiona przez drugą.
Kojącą, początkowo nieprzyjemną, ale rozluźniającą... myśl.
Koniec myśli.
Ciemność.



Niedługo potem, ku uldze ale także i rozczarowaniu ból nogi wrócił.
Wróciła też świadomość miejsca, ale niekoniecznie czasu.
Wróciło powonienie i czucie w twarzy.
Tak. To zdecydowanie igliwie i ziemia.
I twarz. Twarz Izbyluta.
Jego zmysły były przytępione, więc przyjął bliskość szpetnego dziada wyjątkowo spokojnie i pasywnie.
Lekko uniósł się na kolanach.
Nagle wróciła świadomość czasu.
Był... był dzień?
Widoczność była mała, to prawda. Wszystko przez tą cholerną mgłę ale czuć było wokół, że to jednak dzień.
Głód ściskał mu żołądek...
Falibor nachylił się do starca.
Dziad sapał ciężko. Ale żył.
Jest puls- pomyślał- ale nie na długo... On... on umiera.
Było widać, że starzec już z tego nie wyjdzie.
Nie był już powykrzywiany przez starość i ciężar życia.
Nie był już zgarbiony przez przytłaczającą rzeczywistość.
Leżał sobie. Spokojnie, cicho, w posłaniu z własnej krwi i leśnego igliwia.
- Jeśli wskażę ci drogę... hyyyyyy.... hyyyyyy... To czy zabierzesz mnie... hyyyyy ze sob... hyyyy hyyyy ?
Izbylut kurczowo trzymał się życia.
A raczej tego co z niego zostało.
Falibor rozejrzał się.
Ten przeklęty las ich zabił.
To była jedna taka noc. Jedna za dużo.
-Dobrze wiesz, że nie pójdziesz nigdzie o własnych siłach a i moja noga długo mnie nie poniesie. Wątpię bym dotarł do wioski żywy. Ale wciąż mam większe szanse niż Ty, Izbylucie.
Po tym wszystkim co tu się wydarzyło jesteś mi winien mi szansę na ratunek. Ja w podzięcę, załatwię wszystkie twoje sprawy tak byś odnalazł ukojenie.
Patrzył w twarz starca. Gdyby Izbylut był lepszą osobą, mniej egoistyczną i mniej wrogą skończyłby o wiele lepiej.
Z drugiej strony życie w tym przekletym miejscu pozbawiało wrażliwości. Nie było się co dziwić
Falibor był tutaj zaledwie dwa dni a już odczuł to na własnej skórze.
-Wskaż mi drogę do domu. W zamian mogę dać ci jedynie szybką albo godną śmierć. Wybieraj.

Ostatnio edytowany przez Falibor (2018-08-13 10:10:09)

Offline

 

#39 2018-08-23 20:46:46

sniadaniedolozka

Użytkownik

Zarejestrowany: 2018-03-28
Posty: 15
Punktów :   

Re: Sesja "Pradawne zło"

- Co to... było? - dziewczyna usiadła na krześle przerażona.
- Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi dziewczyno. - Strzec zacisnął kciuki w dłoniach.
- Martwię się o Falibora i gospodarza.... czy to coś....? - słowa uwięzły jej w gardle.
Mężczyzna uniósł wzroki spoglądając na dziewczę spod krzaczastych brwi. Nie martwiłbym się o Izbyluta, ten stary drań poradzi sobie w każdej sytuacji. Poza tym dba o dobro lasu, jakkolwiek możesz to rozumieć. Nie wiem jednak co z Faliborem... Sprawia wrażenie człeka wierzącego tylko w moc ostrza swojej klingi. Broń na nic mu się  zda tej nocy. Możesz być jednak pewna, że Izbylut nie da mu zginąć. Jestem pewien że oddałby za niego życie, gdyby musiał... Nie oceniaj nas zbyt surowo... - spuścił wzrok na podłogę.
Oczy zaszły jej łzami.
- Nie można tego... powstrzymać? Dlaczego tutaj żyjecie? Dlaczego nie uciekniecie? - Żywia nie rozumiała dlaczego żyją z takimi strasznymi istotami. Przecież mogli stąd odejść!
- Nie znamy innego życia. A to nie jet znów takie straszne jak Ci się wydaje. Twoi pradziadowie byli do nas bardzo podobni. Wy młodzi nie wiecie o czym mówię. I nie zrozumiecie tego. Tak samo jak ja nie zrozumiem tego co dzieje się w środkowym Ungardzie gdzie pieniądz przysłania oczy każdemu człekowi który uszczknął nieco władzy. Pieniądz też doprowadził do ruiny tego miejsca. Pozostała nas zaledwie garstka.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Czy mógłby mi Pan opowiedzieć historię tego miejsca? - mężczyzna był teraz dość rozmowny, może miała jedyną okazję dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. Nikt wcześniej nie chciał rozmawiać, wszystko było tajemnicą.
- Miejsce zostało założone 152 lata temu przez Bezpryma syna Gościwoja z Brzuchosławic. Założył Jaworzynę by usprawnić poszukiwania. Ludzie wierzą że poszukiwał złota którym te góry są przepełnione. Ja jednak twierdzę że złoto to tylko lśniący efekt uboczny. Prawdziwy cel Bezprym zabrał ze sobą w zaświaty. Jego kopalnia wciąż tutaj się znajduje, co prawda jest zawalona ale wejście ostało się nietknięte, prędzej czy później poznasz to miejsce – Starzec zamrugał oczami wpatrzony w podłogę - Bezprym karczując tutejsze lasy i kradnąc co najcenniejsze tych gór, pogwałcił prawa jakimi rządzą się te tereny. Rozzłościł Leśnego Dziada i innych mu podobnych. Przez lata ta okolica stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Wszelkiej maści duchy ściągały tu jak muchy do gówna. Las zarósł gęstym igliwiem a wschód zamienił się z zachodem. Nie ma stąd ratunku. Wielu uważało że przyczyna tego wszystkiego leży pogrzebana w kopalni wraz z Bezprymem lecz nikomu nie udało się jej odkryć. My natomiast nauczyliśmy się żyć w zgodzie z demonami. Widzisz prawda jest taka że królestwa Ungardu skutecznie wypędziły ze swych okolic pradawne duchy. Przestając im hołdować, skłonili się ku nowej jedynej wierze. Demony usunęły się w lasy pod góry. W te lasy. Są rozgniewane i złaknione. Starucha twierdzi że duchy nie mając posłuchu u ludzi odsunęły się od nich. Na szczęście chroni nas Leśny dziad  w zamian za daniny i życie zgodne z jego wolą. Składamy ofiary Wodnikowi który w odmętach tutejszych bagien potopił wielu ludzi. Stwór którego widziałaś za oknem to wisielec. Nieszczęśnik powiesił się bom zabronił mu spotykać się z moja córką. Nie pozwoliłem go pochować by odstręczyć córkę od tego mężczyzny. Chciałem by w głowie został jej ten właśnie obraz, byłem głupcem myśląc że widok gnijącego ukochanego przyćmi żarliwe uczucie. Ona w rozpaczy utopiła się na bagnach. Głupi sądziłem że to wodnik ją porwał i rozgniewany zabroniłem składania ofiar. Więcej nieszczęść na zarębek ściągnąłem, zrozpaczony kochanek zerwał się ze sznura i błądzi po okolicy chcąc się na mnie zemścić. Na szczęście chroni nas magia Starej.  Jestem wnukiem Bezpryma więc to miejsce należy do mnie. Muszę dbać o jego mieszkańców, a stając do walki z naturą skaże to miejsce na zatracenie. Tej chaty chroni domownik o którego dobrze dba Izbylut, nie pozwoli on wejść nieproszonym gościom... Długo by opowiadać o tym miejscu. Tragedii jest więcej. W jeziorze ma córka przemieniła się w utopca i wciąga w odmęty każdego kto się tam uda.
- Oh, tak bardzo mi przykro... - powiedziała cicho. To było okropne. - Kim jest Leśny dziad? Jakie zasady wprowadził do Waszego życia?
- To opiekun lasu. By ten zrebek mógł powstać Bezprym musiał wyciąć pod niego setki drzew. To rozgniewało Leśnego Dziada. Przez wiele lat staraliśmy się go przebłagać  i udało nam się to. Wierz mi że ma on wielką moc i wiele razy już nam pomógł. Nie wycinamy zdrowych drzew, składamy mu ofiary z płodów rolnych, świętujemy mu i dbamy o las. Nie polujemy na dziką zwierzynę.
- Dziękuję za tą opowieść. Nie będę dziś już męczyć kolejnymi pytaniami. - posłała do mężczyzny uśmiech. Była już zmęczona i dość mocno zdenerwowana. Chciała już zostać sama, miała nadzieję, że Falibor niedługo wróci.
Został tylko jeden problem - Bogdan. Żywia zebrała się w sobie i skierowała się na górę. W zasadzie chciała chyba porozmawiać z Bogdanem - nie mogli przecież tego tak zostawić. Szczególnie, że dziś bała się o siebie. Nie było nikogo kto mógłby ją naprawdę obronić. Tym razem Bogdan raczej nie zrobiłby drugi raz tego tak źle i dopiąłby swojego celu. Kiedy weszła do pokoju, w którym wcześniej spała, nikogo tam nie było. Sprawdziła wszystkie zakamarki. Nie było go tutaj. Zabrała się za sprzątanie. Było tu dużo... śladów. Po dłuższej chwili zeszła jeszcze na chwilę na dół. Bogdan siedział przy stole. Skinęła mu głową, pożegnała się z Bytomirem i wróciła do pokoju.
Kamień, który wczoraj dał jej Falibor schowała z powrotem pod łóżko, może się jeszcze przyda. Rozdziała się i położyła do łóżka. Nie chciała zasypiać. Długo myślała nad tym wszystkim co powiedział jej Bytomir, aż wreszcie zasnęła.

- Oh! - wydała z siebie okrzyk widząc w jakim jej towarzysz jej stanie. Zasłoniła sobie usta, by go nie obudzić. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Wczoraj wieczorem przyniosła misę z wodą, teraz na pewno się przyda. Podniosła się, zarzuciła coś na siebie - śpiąc w jednym pokoju i tak byli już niestosowni. Nie było sensu teraz się przejmować. Znalazła kawałek tkaniny, która mogłaby posłużyć jako kompres. Zamoczyła go w zimnej wodzie i obłożyła nim nogę Falibora. Nie spodziewała się by to bardzo pomogło...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gwardiaklimat.pun.pl www.musclecars.pun.pl www.infofutbol.pun.pl www.n-w-u-fed.pun.pl www.wawel.pun.pl