Jarek Jaworski - 2018-03-14 08:25:30

PRADAWNE ZŁO

jesień 1340 roku

podnóża zachodnich gór Tazodańskich



https://zapodaj.net/images/46c25bb85d98d.jpg



muzyka:     https://www.youtube.com/watch?v=i8zO6_OhNy8&t=1536s

          Podróżujecie już od wielu dni, dziś już bez zapasów. Właśnie podzieliliście się ostatnim łykiem wody gdy w gęstej mgle dostrzegliście niknący płomyk. Czy to błędne ognie chcą wyprowadzić was na jeszcze większe manowce? Gdy ostatnim razem posilaliście się w obskurnej oberży na skraju królestwa Mir przestrzegali was przed miernikiem. Legenda głosi że swego czasu był taki jeden co chciał zmierzyć odległość od miasteczka Gorgowo do poszukiwanych przez was Jaworzyn. Nigdy nie wrócił ginąć gdzieś na zapuszczonym trakcie. Być może to nie żaden demon a faktyczny cel waszej podróży. Teraz gdy zgubiliście się wśród tych nieprzyjaznych gór jesteście w stanie  uwierzyć w zły omen. Jeśli gdzieś miały by żyć plugawe bestie, demony i duchy to właśnie tu, albowiem miejsce to zapomnianym zdaje się być przez boga. W gęstej mgle która utrzymuje się przez cały czas nie sposób odnaleźć drogi o ile w ogóle jakaś jest. Przez pewien czas szliście pod górę po korzeniach po których nie przejechał by żaden wóz. Mniej więcej dwa dni temu,  w głowach pojawiła się myśl że Jaworzyna w ogóle nie istnieje i jest tylko wymysłem złośliwego gospodarza który kieruje na manowce wszystkich tych podróżnych którzy nie dali mu zarobić wystarczająco sowicie. A może najzwyczajniej nie spodobała mu się wasza dwójka? Przypominasz sobie tamten czas, analizując wypowiedziane słowa. doszukując się szczegółów które mogły by zdradzić niecny zamiar amfitriona. Co chwile łapiesz się na dochodzeniu do wniosku że marnotrawisz tylko swój czas że lepiej zastanowić się nad tym  jak wydostać się z tych lasów. Wtedy zazwyczaj wpatrujesz się w drzewa i starasz przypomnieć czy aby któregoś już nie było dane Ci mijać. Niewysokie, ponure, powykręcane iglaki wyglądające jak skamieniałe, pokryte mchem, martwe od zarania dziejów. Na takie drzewo nie sposób jest się wdrapać by rozejrzeć po okolicy. Nie wiecie nawet jaka może być pora dnia gdyż niebo przez cały czas zdaje się być szare jak oczy zalane bielmem. Błagacie boga by nie musieć spędzać w tym miejscu kolejnej nocy. Koszmary i tajemnicze odgłosy w gęstwinach skutecznie utrudniają wam spoczynek i ta ciągła wilgoć przenikająca ubranie oblepiając skórę, spowijająca włosy, wdzierająca się do nozdrzy niczym kadzidło samej śmierci. Idąc przed siebie dochodzicie do wniosku że płomień się zbliża. Staracie się odrzucać złe myśli. To na pewno człowiek dzierżący pochodnię. Stado czarnego ptactwa wylatuje z drzew okalających płomień i leci w waszą stronę.

Czarna Maria - 2018-03-28 11:33:21

Dzień chylił się ku upadkowi.Słońce zmieniało swoją barwę ze złotego na czerwone a i chmury nie chciały pozostać dalej błekitne  nabrały więc purpurowego koloru.
-Będzie wiało- oświadczyła babcia Nawojka stając w drzwiach chaty.
Bogdana nic nie odpowiedziała.Siedziała dalej na małym drewnianym zydelku przed chata i szyła. Z pod chusty wystawał jej kawał warkocza, ale minę miała zaciętą. Wiedziała, że babcia Nawojka będzie znów drążyć.
-Zapewne- odpowiedziała tylko.
Babcia nic nie odpowiedziała. Stała w milczeniu po czym z dużym wysiłkiem siadła powoli na progu chaty zaraz obok swej wnuczki.
-Bogdano masz 19 lat. Nie możesz przesiedzieć tu ze mną sama całe życie. Udaj się do miasta do ojca.
Jestem Ci wdzięczna, że chcesz się mną opiekować jak i ja się tobą opiekowałam w dzieciństwie jednak.. nie możesz przesiedzieć na tym zydlu reszty życia
- dodała przez zaciśnięte zęby.
Bogdana westchnęła.
-Nie dajesz mi spokoju od dwóch miesięcy. Dobrze udam się jutro do mojego ojca, ale gwarantuje Ci, że i tak mnie odeśle.-
Nawojka zamilkła zadowolona z uzyskanego efektu. Bogdana dalej szyła, a chmury wciąż płynęły po niebie jakby nigdy nic.

sniadaniedolozka - 2018-03-28 23:29:27

Podróż była długa i ogromnie męcząca. Zapasy już się im skończyły, nie miały już nawet jedno łyka wody. Jeśli nie znajdą jakiegoś miejsca, gdzie będą mogły odpocząć i uzupełnić zapasy, Żywia ciężko to widzi. Las był przerażający w gęstej mgle. Każdy najmniejszy ruch był widziany oczami dziewczyny jako zagrożenie. To nie było dobre miejsce dla dwóch zwykłych dziewcząt ze wsi. Żywia dziękowała Bogu za wszystko czego się nauczyła o przetrwaniu i walce. Bóg jest z nią i nie pozwoli by coś im się stało.
Kiedy zobaczyła światło w oddali poczuła zaniepokojenie. To może być wędrowiec który będzie w stanie im pomóc, grupa rabusiów lub coś o wiele gorszego. Jak z rabusiami może dałyby sobie radę tak nie chce myśleć co może skrywać ta mrożąca krew w żyłach mgła. Kiedy ptaki zerwały się z drzew, dziewczyna położyła dłoń na nożach przymocowanych do nóg. Chłód metalu zadziałał na nią orzeźwiająco. Wytężyła wzrok i słuch obserwując uważnie punkt światła - była przygotowana do ataku w razie konieczności.

Falibor - 2018-03-31 17:48:07

-Psiakrew.. Ponoć w życiu powinno się nieustannie gromadzić nowe doświadczenia- pomyślał Falibor wspinając się po poskręcanych korzeniach drzew, które były zgoła inne niż te, do których przywykł.
Co sprawiło, że zdecydował się udać AKURAT w tym kierunku?
Dobrze wiedział co i przeklinając w myślach swoją lekkomyślność po raz setny pożałował tej decyzji.
Ostatnie miesiące nie obfitowały w zlecenia a co za tym idzie- również w pieniądz.
Jeszcze wcześniej jednak żył wyjątkowo dobrze i rozrzutnie za złoto, które dostał od kapitana straży niewielkiego miasteczka gdzieś przy granicy Józaru.
Złoto to zawdzięczał głowie nieuchwytnego rzezimiecha i gwałciciela, niejakiego ,,Szczuropsa", którego schwytał po długim ale owocnym śledztwie.
Skurwiel ewidentnie dostał za swoje. Falibor bez honoru poderżnął mu gardło, gdy ten spał zmęczony po nocy spędzonej z kilkoma kurwami w tawernie gdzieś na pograniczu Józaru.
Falibor skrzywił się, gdy przypomniał sobie krew tryskającą z szyi mężczyzny na nagie piersi piszczących przeraźliwie dziewcząt lekkich obyczajów.
Z tego widoku już nic ich nie wyleczy. Ani złoto, ani zmiana otoczenia.
Falibor zerknął na swoją towarzyszkę niedoli.
Choć miał zamiar udać się w te strony samemu- nagle okazało się, że Żywia- przypadkowo poznana, smukła dziewczyna idzie w tę samą stronę.
Czego dziewczyna mogłaby szukać w takim miejscu? Na pewno nie księcia z bajki.
Ale Żywia była inna. Była jedną z tych upartych, pragmatycznych chłopczyc, które nosiły broń nie od parady.
- Ładna buzia, ostre noże, pewny siebie krok. Niebezpieczne połączenie... Ewidentnie najemniczka- Pomyślał Falibor- Albo zabójczyni...
Mimo ostatniej myśli cieszył się z towarzystwa kobiety, która w razie wypadku potrafiła by stawić jakikolwiek opór nawet zwykłemu opojowi.
Fakt, że nie musiałby ratować jej tyłka był pokrzepiający.
Z tych myśli wyrwało go światło, które zbliżało się z naprzeciwka.
-Bandyci nie używają pochodni, gdy szykują zasadzkę. Nie bywają również w tak rzadko uczęszczanych miejscach, to nieopłacalne- pomyślał łowca głów- To była niewątpliwie zaleta takich miejsc. A to, musiał być jakiś tubylec. A to dobry znak...
-Jeżeli dotrę do tej cholernej Jaworzyny to zamówię balię z gorącą wodą, półmisek żarcia i nie wyjdę z łóżka przez kolejne dwa dni- obiecał sobie mężczyzna, choć dobrze wiedział, że za błąd przyjścia tutaj będzie musiał najpierw odkuć się finansowo.

Nawet, jeżeli będzie trzeba przelać czyjąś krew...

Jarek Jaworski - 2018-03-31 21:20:43

https://zapodaj.net/images/6d039d2f44712.jpg



muzyka https://youtu.be/0eoo0shDkGU?t=2306

To kruki. Złowrogi znak zwiastujący rychłą śmierć. Tak przynajmniej było dane wam słyszeć. Przelatują nad waszymi głowami w milczeniu. Zmęczeni z nadzieją wpatrujecie się w zawieszony we mgle świetlik. W pewnym momencie, ten jak gdyby zatrzymał się i po chwili skręcił w lewo, w leśną gęstwinę. Niepokojący to widok gdyż w głębi lasu panował niemal całkowity mrok. Co dziwne gęste zarośla niemal uniemożliwiały swobodną przeprawę. Czyży ktoś skręcił w rozwidlenie? Stąd jednak nie sposób było to sprawdzić. Nie pozostało nic innego, jak tylko iść przed siebie. Po chwili znajdujecie się w miejscu w którym ów domniemany podróżnik skręcił, zdajecie sobie sprawę że wkroczył w połacie tak geste że musiał pozostawić po sobie jakieś połamane gałęzie, których wy w swym zdziwieniu nie dostrzegacie. Nie mniej jednak światło wciąż mrugała z głębi mrocznych czeluści, dając promyk nadziei. Nadzieja ta jednak jest okupiona pierwotnym strachem przed niezrozumiałym. Światło cały czas jest dobrze widzialne jak gdyby nosiciel lampionu stale szedł waszym tempem. W tym miejscu korony drzew nachylają się nad waszymi głowami, jak gdyby z góry starając się was pochłonąć swym nieprzeniknionym mrokiem. Droga prowadzi w dół, porznięta korzeniami pozwala iść niczym po schodach. Jej koniec niknie tajemniczo we mgle. Ta  licha ścieżka powinna dokądś prowadzić, lecz na miłość boską, skąd pochodzi ten skrzący się płomyk? Znużeni, rozdarci między logiką a abstrakcją zastanawiacie się co zrobić. W ten przypomina wam się opowieść karczmarza o mierniku. Czyżby? Karczmarz jednak mówił wiele dziwnych rzeczy. Był w stanie zapłacić wam dwa grosze za samo sprawdzenie drogi do Jaworzyny. Twierdził że jego interes podupada i musi zyskać na klienteli. To łatwy pieniądz zwłaszcza dla kogoś kto nie ma stałego zatrudnienia. Sprawdzić jak się sprawy mają, opowiedzieć o gospodzie i możliwościach sprzedaży, kupna. Dziwna sprawa lecz żaden grosz nie śmierdzi, nawet jeśli sposób jego pozyskania jest tajemniczy i pozostawia wiele do życzenia. Jaworzyna miała być oddalona o dwa dni drogi lecz oboje wyczuliście że karczmarz  mówi o tym fakcie bez przekonania. Nie był w stanie powiedzieć wam na temat wioski niczego konkretnego. Lecz obietnica zapłaty wydala się taka rzeczywista. Przeklinacie łachmytę w myślach ze zdziwieniem wpatrując się w płomyk. Nie mniej jednak przez cały czas do głowy nasuwa się tylko jedno pytanie... 'Co zrobić?'

sniadaniedolozka - 2018-04-01 11:32:41

Podeszli bliżej. Żywia była w pełnej gotowości. Bardzo nie podobało jej się to wszystko co widziała. Co jej odbiło by przyjąć tak bezsensowną misję? Rozejrzała się dookoła próbując coś wyłapać. Kiedy skupiała wzrok na oddalonym światełku sama nie do końca wiedziała gdzie iść by je dogonić.
- Faliborze? - zapytała cicho wskazując na ścieżkę. Pytanie było jasne, idziemy tam czy szukamy innej drogi?
Dziewczyna nie znosiła bezradności, lubiła działać i poznawać tajemnice. Ta, choć wydawała się ogromnie mroczna i niebezpieczna podsycała jej ciekawość. Skoro już się zdecydowała, chciała iść dalej. Dowiedzieć się co to za światło, kto lub co się za nim kryje.
Spojrzała na swego towarzysza czekając na decyzję.

Falibor - 2018-04-01 21:48:23

-To błędny ognik...- odparł Falibor- A tak przynajmniej mi się wydaje. Błędne ogniki wodzą podróżnych na pewną śmierć... Nie znam też nikogo kto spotkałby jedno z tych stworzeń i przeżyłby by móc to opowiedzieć...
Mężczyzna rozejrzał się i uśmiechnął się do dziewczyny.
-No co? Przeczytałem to w książce w jakiejś zapuszczonej tawernie portowej.
W obecnej sytuacji rozsądek podpowiadał mu by nie iść na światłem. Również korzenie układały się jakby na kształt schodów. Całe to zmęczenie, głód... to wszystko. To NIE mógł być przypadek, że pozwolono im zajść aż tak daleko.
To miejsce ewidentnie aż iskrzyło od uśpionej tutaj magii. A może i wybudzonej? Jeżeli to miejsce chciałoby się ich pozbyć, zdechliby już wczorajszego wieczora.
-Chyba nie mamy innego wyjścia, Żywko... Możemy kluczyć wokół tych samych drzew przez kolejne dwa tygodnie i umrzeć z głodu albo przyjąć zaproszenie... Może tak właśnie Jaworzyna wita swych gości?

Jarek Jaworski - 2018-04-03 12:15:22

https://zapodaj.net/images/3b97e93ec6bd1.jpg



muzyka https://youtu.be/0eoo0shDkGU?t=2290

          Światło rozbłysło dwukrotnie gdy wpatrywaliście się w nie chcąc podjąć decyzję. Co dziwne gdy w końcu zdecydowaliście się żeby nie iść za światłem, to zniknęło. Zaczęło padać. Sosny jeszcze bardziej nachyliły się nad waszymi głowami a korzenie po których stąpaliście, stały się niebezpiecznie śliskie. Droga wciąż prowadziła w dół nawet po przejściu kilkudziesięciu sążni. Na sile zyskał deszcz, powoli przemieniając się w ulewę. Cisza ustąpiła szumowi który w innych okolicznościach mógłby kojarzyć się z czymś przyjemnym. Jednak nie teraz, z racji iż jesteście przemoknięci do suchej nitki. Idąc wciąż w dół, zdajecie sobie sprawę z pewnego strasznego faktu... Wasze stopy zalewa spływająca z góry woda, wymywając korzenie drzew. Okazuje się bowiem że trasa którą uważaliście za ścieżkę to nic innego jak wymyte deszczówką korytko... Woda obmywa wasze stopy sprawiając że niezwykle łatwo jest się poślizgnąć. Idziecie wolniej niż do tej pory a deszcz niewzruszenie chłodzi wasze wymęczone ciała. Wiecie że nie możecie pozwolić sobie na spoczynek, Musicie iść do puki jest dzień... Teraz las wydaje się jeszcze gęściejszy i bardziej mroczny. Po kilku godzinach Falibor zdradza oznaki załamania... Postanawiacie iść szybciej co niesie za sobą wielkie nieszczęście... Stopa Żywi ześlizguje się z korzenia przez co dziewczę traci równowagę i odruchowo by nie upaść chwyta ramię Falibora. Niefortunnie ten także traci równowagę i upada! Przejmujący ból rozlewa się po ciele osiłka promieniując od zakleszczonej między korzeniami stopy. Dziewczynie nic nie jest, lecz stopa mężczyzny jest co najmniej poważnie nadwyrężona. Na szczęście może na niej stawać, lecz nie ma mowy o pewnym kroku nie wspominając o biegu.

* * *



          Deszcz leje bezustannie a strumień wody jest coraz silniejszy... Powoli zamienia się w wartki ruczaj. Zbliża się wieczór co wywleka z podróżników złe nastroje i ten głód. Boląca stopa daje się we znaki. Nie sposób jednak stwierdzić co bardziej trapi waszą dwójkę, boląca stopa Falibora czy poczucie winy Żywi. W pewnym momencie spoglądacie sobie w oczy i oboje w tym samym momencie, nagle, chcecie coś powiedzieć, lecz oboje nawzajem sobie przerywacie. Powstrzymujecie się od rozmowy mając na uwadze beznadzieję sytuacji... 'trzeba iść dalej'.  Nie minęła godzina gdy poczęliście słyszeć wyraźny szum wody jak gdyby strumyk u waszych stop, wpadał do jakiegoś większego zbiornika wodnego. Przyśpieszacie kroku a z mgły powoli wyłania się polana... Potok wpływa z całym swym impetem wprost do sadzawki gęsto obrośniętej trawą. Tern jest bagnisty i trudny do przebycia, lecz wam w gęstych oparach, udaje się dostrzec zarys jakby strzechy. Bezzwłocznie kierujecie się w tamta stronę, nogi zapadają się wam w bagnistej wysokiej trawie aż po kolana. Powoli podmokły teren ustępuje bardziej stabilnemu a wy ewidentnie dostrzegacie chałupy. Radość wdziera się do waszych serc i nie jesteście w stanie powstrzymać uśmiechu na twarzy. Spoglądacie na siebie bez żalu w oczach. Żywia odgarnia z twarzy mokre włosy a Falibor podciąga przemoczone spodnie. Wtem waszym oczom ukazuje się widok co najmniej dziwny, albowiem w polu obok jednej z chat przygląda wam się pewna stara kobieta. I może nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że jest ona całkowicie naga. Obnażając swe porznięte zmarszczkami ciało, moknie na deszczu. Nie krępuje się odsłoniętego łona, ni obwisłych piersi. Siwo szare włosy zachodzą na jej twarz nie pozwalając jej dostrzec. Patrzy na was ze znacznej odległości, nie wiecie od jak długa was obserwuje. Nie rusza się stojąc w bezruchu do czasu, gdy nie odwróci się do was plecami i oddali z wolna za chałupę.
Z tej perspektywy widzicie dwa domy między którymi rozpościera się błotnista droga. Obie chałupy mają  na tyłach ogrodzone podwórza na których posiane są jakieś rośliny. Na tylnej ścianie bliższego wam domu dostrzegacie narzędzia, to jest kosy, noże, sznury i łańcuchy. Jest tam coś jeszcze lecz nie jesteście w stanie stwierdzić co. Z tej odległości wygląda jak wiszące na drewnianej ramie rozpłatane ciało...  Ale może to być równie dobrze rozpruty wieprzek. Mgła jest zbyt gęsta byście dostrzeli więcej szczegółów. W oknach nie płonie żadne światło i nie widzicie nikogo kogo mogli byście zagaić.


Fakty:
- płomyk zniknął bez śladu
- zastała was ulewa która trwa przez cały czas przez co jesteście zziębnięci i przemoczeni do suchej nitki, wycieńczeni i głodni jak wilki
- ścieżka okazała się wymytym przez deszczówkę korytem
- Falibor ma uszkodzoną stopę może chodzić lecz kuśtyka nie wiadomo czy jest skręcona czy tylko nadwyrężona
- dostrzegliście jakieś chałupy na bagnistym terenie
- dostrzegliście w oddali obnażoną starą kobietę która zniknęła wam z oczu
- dostrzegliście narzędzia i jakieś ciało zawieszone na drewnianej ramie
- droga była trudna i wasze nastroje pod jej koniec były nieciekawe, Żywia czuje się trochę winna stanu w jakim jest Falibor lecz z drugiej strony to on chciał przyśpieszyć tępa co doprowadziło do tragedii
- Falibor nie jest w stanie wrócić z taka nogą tam skąd przyszliście gdyż droga jest pod górę i nie wiadomo jak trafić z powrotem gdyż nie znacie drogi
- otaczają was wysokie góry obrośnięte gęstymi borami

sniadaniedolozka - 2018-04-04 21:20:01

Po podjęciu wspólnej decyzji ruszyli w wybranym przez siebie kierunku. Żywia dość szybko tego pożałowała. Droga robiła się coraz gorsza, wszędzie było mokro, podłoże nie było stabilne. Deszcz już dawał się we znaki, jednak gdy woda zaczęła obywać ich stopy zrobiło się coraz gorzej. Ociężałe, wychłodzone ciała bardzo przypominały o odpoczynku, jednak nie było im to dane. Kiedy lekko przyspieszyli dziewczyna straciła równowagę i upadła wprost na swego towarzysza.
- Oh nie! Przepraszam! - dziewczyna uklękła obok Falibora. Woda spływająca z góry zalewała teraz już nie tylko ich kostki. - Musimy to usztywnić. - Pogrzebała przez chwilę w swojej sakwie i wyciągnęła zmoknięty kawałek materiału. Chciała go użyć jako tymczasowego usztywnienia.
Nie moli tu zostać by odpocząć. Falibor co prawda nie powinien nadwyrężać tej nogi, ale musieli ruszać dalej. Może już niedługo znajdą wioskę?

***

Maszerowali tak już kilka godzin. Falibor sprawiał wrażenie cierpiącego, a Żywia czuła się z tym okropnie. Ciągle modliła się by Bóg sprowadził ich na dobrą drogę, by nie musieli tak długo kluczyć w lesie. Noc zbliżała się nieubłaganie. Mimo, że w tym deszczu i tak nie było widać zbyt wiele liczyla na dotarcie do jakiegoś bezpiecznego miejsca przed zapadnięciem zmroku. O ile tutaj można liczyć na jakieś bezpieczne miejsce...
Kiedy już straciła całkowicie nadzieję zobaczyli polanę.
- Dzięki Ci, Panie. - mruknęła cicho i wraz z towarzyszem pospieszyła w kierunku zabudowań. Uśmiechnęła się do Falibora i odwróciła głowę a tam ujrzała nagą kobietę. Nie odważyła się zrobić kolejnego kroku. To nie wróżyło nic dobrego. Wiedźma? Przeżegnała się.
- Niech Bóg ma nas w swej opiece. - rozejrzała się dookoła. Nie było szans na powrót. Co tu robić? Nie mieli zbyt dużo opcji.  Mogli iść tam i liczyć na to, że to normalny dom albo znaleźć schronienie w okolicy.
- Masz jakiś pomysł? - spojrzała zrezygnowała na swego towarzysza.

Falibor - 2018-04-06 03:28:46

,,Ból to kwestia przyzwyczajenia"
Falibor powtarzał sobie te słowa w głowie wielokrotnie podczas wielogodzinnego marszu z uszkodzoną nogą. Nie pomagały.
-Szlag by to...- zaklął mężczyzna lecz gdy zobaczył zaniepokojenie towarzyszki dodał:
-Dobra, w porządku. Nic się nie stało. Jesteśmy blisko...

***

Gdy dotarli do pierwszych zabudowań Falibor nie poczuł ulgi. Noga dokuczała ale dobrze wiedział, że to raczej nic poważnego. Mimo to powinien leżeć a nie próbować ją rozchodzić. Nie miał jednak wielkiego wyboru.
Gdy mężczyzna dojrzał dziwną postać między domami odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza.
Chwilę później, gdy zdał sobie sprawę, że to starsza, naga kobieta zmarszczył brwi w zdziwieniu. Widział w życiu rożne rzeczy.
-Coś jest tutaj nie tak. Nie mniej jednak powinniśmy poszukać pomocy.
Falibor podszedł do ciała rozwieszonego na drewnianej ramie by przyjrzeć mu się z bliska.

Jarek Jaworski - 2018-04-07 11:59:09

https://zapodaj.net/images/87c5ed6423a6b.jpg



muzyka: https://youtu.be/8MHEVy-Bm1g?t=199

          Zbliżając się do tyłów chaty, dostrzegacie grządki porośnięte kapustą i bobem ogrodzone prowizorycznym płotkiem. Do waszych uszu dochodzą pochrząkiwania co pozwala wam myśleć że mieszka tu gospodarz. W około znajduje się dużo kruków wpatrujących się w to co teraz przyciąga waszą uwagę. Na solidnej ramie ciężko stojącej na skąpanej we krwi ziemi wisi rozpłatany pokaźnych rozmiarów wieprzek. Obok dostrzegacie drewniane wiadro wypełnione wnętrznościami zwierzęcia którego resztki rozciągnięte na stelażu jeszcze parują. Za wieprzkiem dostrzegacie altanę   pod którą stoi zakrwawiony stół. Na stole widać sporych rozmiarów tasak rzeźnicki i inne mniejsze noże. Nagle ni stąd ni zowąd słyszycie czyjś spokojny, zachrypnięty głos.
- Niemożliwe... czyżbyśmy mieli gości?
Zdajecie sobie sprawę że w ciemnym rogu altany na bujanym fotelu siedzi jakiś mężczyzna. Właśnie rozpala fajkę pociągając i uwalniając gęste chmury dymu. Jego ponure oblicze nieznacznie rozświetla żarzące się ziele. Wskazuje na was fajką jak gdyby potwierdzając że mówi do was choć nikogo innego w pobliżu nie ma. Przez kilka chwil słońcu udało się przedrzeć przez gęstą mgłę na tyle byście mogli dostrzec jego zakrwawione ręce. Jest ubrany w stary, skórzany fartuch jaki to mają rzeźnicy. Włosy ma szare, długie i gęste, polepione od brudu bezwiednie okalają mu twarz. Jeśli określić jego oblicze można by pokusić się o stwierdzenie że ma twarz mordercy. A może to tylko jego spojrzenie, przeszywające na wskroś bystre oczy. Nim zdążyliście odpowiedzieć mężczyzna dźwiga się z fotela. Jest szczupły lecz wyżyłowany dostrzegacie to gdyż ma podwinięte rękawy odsłaniające ręce porznięte grubymi żyłami. Z wolna nie spiesząc ani odrobinę kieruje swe kroki w waszą stronę by zatrzymać się na schodkach ganku. Zdejmuje zakrwawiony fartuch i zawiesza go na gwoździu wbitym w słup wspierający strzechę. Chwytając prawą ręką belkę nad głową ponownie się odzywa.
- Jak na wszystkich diabłów tutaj trafiliście?


Fakty
- wciąż pada
- miejsce wygląda na zamieszkałe
- ciało w ramie okazało się być świnią
- Zagaił was tajemniczy oprawca świni
- jesteście zziębnięci i głodni 

sniadaniedolozka - 2018-04-08 20:28:54

Dziewczyna podchodzi z Faliborem do ciała rozciągniętego na ramie. Okazuje się, że to wyłącznie wieprz. W głębi siebie odetchnęła. Z daleka wyglądało to zdecydowanie gorzej. Starała się przyjrzeć temu miejscu. Wygląda w zasadzie jak zwykłe gospodarstwo.
Nagle odzywa się mężczyzna. Żywia odwraca się i przygląda zakrwawionemu mężczyźnie. Niewątpliwie jest zaskoczony, ze tutaj ktoś trafił. Sama zastanawia się jakim cudem tutaj trafili. Z drugiej strony jakim cudem ktoś może tutaj mieszkać? To ogromnie daleko od każdego... cywilizowanego miejsca.
- Zgubiliśmy się. - powiedziała dziewczyna do gospodarza. - Co to za miejsce? Dość daleko od jakiejkolwiek drogi, którą szliśmy. - postarała się przywołać na twarz jakikolwiek uśmiech. Nie było to łatwe. Była zziębnięta, zmęczona i w dodatku martwiła się o swego towarzysza. Zastanawiała się, czy mężczyzna pozwoli im tutaj zostać. Potrzebowali chociaż jednej nocy na odpoczynek, zjedzenie czegoś, umycie się z tego błota...

Falibor - 2018-04-09 12:40:06

-Witajcie gospodarzu, zabłądziliśmy- odezwał się Falibor widząc niepewność swojej towarzyszki. Nie miał zamiaru podawać mężczyźnie prawdziwego powodu swojej wizyty w tym miejscu. Rzeźnik nie wyglądał na durnia i na pewno nim nie był. Na pewno domyślał się, że szukali tej wsi. Zapewne wielu próbowało. Falibor i Żywka będą musieli pozostać nieufni i ostrożni.
Jeżeli to miejsce faktycznie jest "Poza Światem" to ci ludzie na pewno są samowystarczalni. A to była i dobra i zła wiadomość zarazem.
Falibor doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma tu pewno żadnej knajpy czy tawerny.
Nie mieli zatem żadnego wyboru.
-Szukamy schronienia i czegoś co można wrzucić w żołądek- powiedział pewnie Falibor.
Miał trochę złota ale miał wrażenie, że nie miało ono tutaj absolutnie żadnej wartości.
Spojrzał na dziewczynę. Nie była słaba i wątła. Nie bała się pracy.
-Możemy odpracować to co przejemy i przepijemy, gdy już zmyjemy z siebie znój podróży...

Jarek Jaworski - 2018-04-19 11:02:46

https://zapodaj.net/images/83f44f02f4710.jpg



muzyka : https://youtu.be/PN1tG6y-MsY?t=24

- Jesteście w Jaworzynie.
Odparł jegomość lekko się uśmiechając.
- Musieliście mieć sporo szczęścia, żeby tu trafić. Trakt zapewne jest już całkowicie zarośnięty lasem. Możecie się zatrzymać u mnie. Mam wolny pokój pod strzechą. Będę się czuł zaszczycony, mając na uwadze to jak rzadko mamy tu gości. Jakaś praca też się pewnie znajdzie, ale o tym może później. Pewnie jesteście głodni. Wejdźcie, tylko...
Tajemniczy mężczyzna nieprzyzwoicie zaczął lustrować wasze odzienie.
-Zanim was wpuszczę pod swój dach, musicie oddać mi broń.


* * *



           Posiłek był prosty lecz smakował wybornie. Smalec ze skwarkami rozsmarowany na przypalonym podpłomyku, podany z kiszonym ogórkiem rozpływał się w ustach. Siedząc obok siebie  w izbie Izbyluta, gdyż tak nazywał się jegomość który was tu przyjął, rozmawiacie o nowych okolicznościach. Gospodarz stojąc do was tyłem parzył właśnie zioła którymi miał zamiar was uraczyć po posiłku. Po skromnym ciemnym pomieszczeniu roznosił się orzeźwiający zapach ziół. Było to główne pomieszczenie całkiem sporej chaty. Można się było dostać do niego od strony ulicy jak i ogrodu, przez drzwi którymi tu weszliście. Na ścianie z kamiennym piecem znajdowały się dodatkowe drzwi, zaraz obok porozwieszanych płatów suszonego mięsiwa i ziół. Wysłużony, stary stół znajdował się na środku pomieszczenia w którym znaleźć można było jeszcze kufry i regały wypełnione drobnymi przedmiotami bez wartości. Pod ścianą z drzwiami wychodzącymi na ganek wyrastały wąskie drewniane schody prowadzące na poddasze. Mimo iż w mieszkaniu panował półmrok gospodarz nie zdecydował się na zapalenie świec.
- Praktycznie nie mamy tu gości, dlatego jestem zaskoczony waszą obecnością. - Mówiąc to stawiał na stole gorące kubki z zielem - Nie mam zbyt wiele do zaoferowania, mięso ze świń oddaje potrzebującym dzieciom których tutaj nie brakuje. Wybaczcie bałagan lecz zajmuje się gospodarstwem całkiem samemu. Nie mam czasu dbać o porządek. Moja żona... ona zmarła kilka lat temu powinienem już przywyknąć do samotności lecz nie jest to takie oczywiste... Czasem zdaje mi się że wciąż tu jest. Co prawda nie fizycznie lecz jakbym czuł jej obecność w tym starych ścianach. Ponoć jeśli ktoś umrze w domu trudniej mu jest opuścić ten ziemski padół. Ale co ja gadam pewnie bierzecie mnie za starego głupca, nie chce was zanudzać opowieściami o sobie, chyba na stare lata staje się zbyt rzewny. W okolicy nie ma innych wiosek dlatego nie uwierzę że trafiliście tutaj przypadkiem. Musieliście szukać tego miejsca. Dlaczego?
Twarz mężczyzny przybrała nienaturalny wyraz wymuszonego uśmiechu. Obnażając czarne zęby Izbylut spoglądał na was teraz wyłupiastymi oczyma spod polepionej brudem, posiwiałej grzywy. 


Fakty
- Gospodarz zastrzegł sobie że oddacie mu broń przed wejściem do jego chaty a dalszej części sesji znajdujecie się w jego chacie. Dlatego zakładam że został usatysfakcjonowany, pytanie czy słuszne.
- Przy stole gdy Izbylut parzy zioła rozmawiacie fajnie było by gdybyście wstawili dialog (możecie porozmawiać na sejsie a potem jedno z was może wkleić rozmowę do sesji oczywiście wcześniej ją odpowiednio modyfikując na potrzeby forum)
- Znajdujecie się w głównej izbie przybytku Izbyluta, wygląda na zwykłego gospodarza mówi że oddaje najlepsze jedzenie dzieciom sprawia wrażenie ubogiego czlowieka któremu niewiele potrzeba.
- Na koniec posta Izbylut pyta o cel waszej wizyty.

Falibor - 2018-04-26 01:06:49

Falibor zazwyczaj nie miał problemu z oddawaniem broni wykidajłom, ochronie czy straży miejskiej, gdy rozmawiał z kimś ważnym na temat wszelakich zleceń.
Radził sobie nieźle w spontanicznej walce z użyciem elementów otoczenia, w tym ciał potencjalnych napastników.
Teraz jednak było inaczej.
Czuł się słaby i głodny. Niechętnie oddał miecz bo wiedział, że w razie ewentualnej walki nie będzie tak skuteczny jak zawsze. Musiał liczyć na Żywkę.
-Tak, udało się nam jakoś..- odpowiedział kuriozalnie Falibor. Nie miał nastroju do rozmów ale dobrze wiedział, że musi zdobyć więcej informacji o tym miejscu.
-Te lasy... są inne niż te, po których zazwyczaj się włóczę...- zauważył Falibor.
-Nikt nie jest głupcem, gdy opowiada o sobie. Nie zawsze mamy kontrolę nad swoim życiem- uśmiechnął się młodzieniec na wspomnienie mężczyzny o żonie.
Tak na prawdę niewiele go to interesowało ale czasem warto było okazać obcym empatię by oni- z naturalnych pobudek oczywiście- odpowiedzieli tym samym.
-Przewyborne jadło Panie. Dziękujemy.
Falibor pożarł niczym wilk to co dostał i jeszcze trochę. Był wygłodniały. Darował sobie jedynie zioła. Doświadczenie, że truciznę łatwiej jest ukryć w płynie niż w jedzeniu. A mężczyzna nie wiedział, że się tu pojawią. Gdyby coś kombinował to naprędce zatrułby napar ziołowy.
Falibor uznał, że pomimo braku zaufania do mężczyzny ten zasłużył na prawdę w kwestii ich prawdziwego powodu przybycia. Nie mieli innej historii a każda inna, wymyślona na poczekaniu mogłaby obrazić inteligencję gospodarza.
-Tak po prawdzie to była nasza praca by się tu dostać. Pewien karczmarz chciał wiedzieć jak daleko znajduje się ta wioska by móc informować o tym podróżnych, którzy udawali by się w te strony. Wiecie panie, pieniądz nie śmierdzi, wiec wzięliśmy tą fuchę.
Nie znał powodu, dla którego Żywka wyruszyła tu razem z nim. Ale lepiej by mieli wspólną wersję wydarzeń.
-Jak się tu żyje, drogi gospodarzu. A właśnie, jak was zwą?

sniadaniedolozka - 2018-04-26 21:22:28

Żywia niechętnie oddała broń, ale nie mieli większego wyboru. Potrzebowali noclegu, porządnego odpoczynku i jakiegoś jadła. Wykonali prośbę gospodarza i weszli wspólnie do środka.
Gdy usiedli przy stole i otrzymali od gospodarza jedzenie, Żywia poczuła dopiero jak bardzo była głodna. Nie ma się co  dziwić, bardzo dawno stracili wszystkie zapasy.
- Bardzo mi przykro. - powiedziała na wzmiankę o żonie. Bardzo dobrze sobie radził, widziała w swojej wiosce mężczyzn którzy nie potrafili sobie poradzić gdy odeszła żona a żadnej córki nie było na podorędziu. Kiedy wreszcie się najadła poczuła się zmęczona. Całe ciało jej ciążyło, powieki opadały. Odgoniła od siebie sen, to jeszcze nie jest czas.
Nie odzywała się zbytnio. Oddała towarzyszowi tą rolę. Czasem tylko potwierdzała jego słowa, albo uśmiechała się do gospodarza. Nie wiedzieli do jakiego miejsca trafili, jakie tutaj panują obyczaje. Ta wioska była dość zamkniętym miejscem. Ten człowiek wydawał się całkiem miły, jednak nie wiadomo jak przyjmą obcych inni mieszkańcy.

Jarek Jaworski - 2018-04-29 08:47:18

https://zapodaj.net/images/b9c14034cdeb6.jpg



muzyka: https://youtu.be/qDnGAs_Kq9g?t=2551

           Mężczyzna wpatrywał się w oczy Falibora gdy ten opowiadał o celu ich wizyty. Prychnął pod nosem komentując w ten sposób jego wypowiedź i ignorując zadane pytanie odrzekł.
- Zapewne przybywacie z daleka i wychodzi na to że nie znacie historii tej wioski. - Starzec zadumał się na krótką chwilę. - To miejsce może wydawać się dziwne gdyż jest tak mocno oddalone od reszty świata... Powstało blisko 150 lat temu, gdy nijaki Bezprym odkrył w tych górach pokaźne złoża złota. Postanowił założyć tu zarębek aby usprawnić wydobycie. Teren nie był zbyt przychylny zagospodarowaniu, lecz to nie powstrzymało Bezpryma. Część ludzi postanowiła ściągnąć tu swoje rodziny, gdyż Bezprym stawiał proste chaty dla pracowników którzy zdecydowali się na ciągłe wydobycie. Starannie dobierał pracowników i przez cały czas ukrywał miejsce wydobycia, by nikt inny nie skradł mu dochodu. Kilku ludzi przypłaciło życiem posiadanie zbyt długiego języka. Dlatego to miejsce jest tak tajemnicze. Ojciec opowiadał mi że Bezprym podpisał pakt z diabłem sprzedając, duszę za wielkie bogactwo. - zauważacie że z ust starca poczyna ściekać ślina-  Niestety im więcej wydobywał złota tym głębiej kopał, powoli zbliżając się do piekła... I na ironię chyba się dokopał gdyż kopalnia zawaliła się akurat gdy był w środku, ponoć tego dnia znaleźli coś niezwykłego... Ludzie którzy się tu zadomowili to moi przodkowie. Nie mieli nic poza tymi chatami i gromadką dzieci do wykarmienia. Nie mogli pozwolić sobie na opuszczenie tego miejsca. - starzec znów się zadumał-  Ponieważ byli to zaradni ludzie poradzili sobie z osadzeniem... Zapytacie na pewno, czemu nie opuścili tego miejsca skoro mieli tyle złota... Otóż nie mieli, gdyż pracowali za jedzenie i godne warunki jakich pozazdrościć im mogli wieśniacy z Józaru czy Karchanu. To byli prości ludzie jakich wy nie możecie znać. Ojciec opowiadał mi o głodzie jaki nękał jego rodzinny dom, dopiero gdy sobie to wyobrazić można zrozumieć dlaczego człowiek jest w stanie być tak lojalnym wobec sprawy. Gospodarz wysłał was, gdyż na pewno słyszał legendę o zapomnianym zarębku ociekającym złotem. Ha ha ha …-Na skroni mężczyzny pojawiły się grube żyły- Od zarania dziejów nikt tu nie trafił, liczył że może WAM się uda, ale nie pomyślał że... nawet jeśli ktoś tu trafi... to nie wyjdzie... BO TE LASY SĄ PRZEKLĘTE! - Oczy starca rozwarły się szeroko gdy na was spoglądał.- Nikt od dawna nie wydobywa tu złota, podejmowano te próby wiele razy lecz bezskutecznie. Wielu chciało iść w ślad za Bezprymem lecz znaleźli tylko kilka pogrzebanych ciał, śmierć i niezaspokojone żądze. Ten gospodarz on pewnie zakładał że gdy wrócicie opowiecie mu jak tutaj dotrzeć. Ciekaw jestem ilu ludzi już skierował na manowce. Prawdziwa przyczyna tragedii jaka miała tu miejsce prawie 150 lat temu nigdy nie będzie odgadnięta, ale według mnie diabeł czy ten wasz jedyny bóg nie miał z tą sprawą za wiele wspólnego... Na dziś wystarczy gaworzenia, czas spać – dodał srogo jak gdyby był zły na siebie że opowiedział aż tyle. Wy jednak odnosiliście wrażenie że momentami mówił tak naprawdę do siebie, starając się przypomnieć zapomnianą historię. Starzec dźwignął się z krzesła i wskazał wam schody prowadzące na poddasze. - Izba po prawej. W kufrze znajdziecie posłanie. Tylko niczego nie ruszajcie... pokój należał do mojej córki. Jutro poznacie resztę mieszkańców to że tu jesteście to wielka nowina.


***



           Alkierz nie był zbyt duży, stanowił bowiem tylko połowę wielkości izby na parterze i do tego jego ściany stanowiła strzecha. Miał jednak stoliczek pod oknem, kilka półek na których ustawione były słomiane lalki ubrane w strzępy starych ubrań, kuferek, skrzynię i średniej wielkości łóżko. 
          Z brudnego okna widać gospodarza oprawiającego tucznika. Po chwili podchodzi do niego jakaś starsza kobieta ubrana w znoszoną suknię i biały czepek. Przez chwilę rozmawiają, by gospodarz mógł wskazać na wasze okno. Oboje przez krótką chwilę wpatrują się w nie a następnie kobieta odchodzi. Mimo mroku gospodarz wciąż ćwiartuje mięso na podwórzu. Tutaj mrok prędko owłada dolinę, sprawiając wieczór znacznie wcześniej niż w innych rejonach Ungardu.


Fakty
-Podczas kolacji Izbylut opowiada historię miejsca. Okazuje się że niegdyś nijaki Bezprym wydobywał tutaj złoto. Zatrudniał do tego celu prostych wieśniaków. Surowo karał za niesubordynację ale hojnie obdarzał za uczciwą pracę. To on wybudował zarębek chcąc usprawnić wydobycie złota. Całe przedsięwzięcie było utajnione a dziś jest to tylko legenda gdyż kopalnia zawaliła się i pogrzebała żywcem Bezpryma. Być może gospodarz kierowany chciwością zlecił wam odnalezienie legendarnego miejsca nie podając wam szczegółowych informacji abyście nie zniechęcili się do podróży faktem że nikt nigdy stamtąd nie wrócił. Wydobycia nie udało się wznowić wymagało to zbyt dużego nakładu finansowego którego żaden z prostych wieśniaków nie posiadał. Dzisiejszy ludzie zamieszkujący to miejsce to wnukowie pierwszych osadników.
- Obecnie znajdujecie się w pokoiku na poddaszu należącym niegdyś do córki gospodarza. Pokój jest wyposażony w spore łóżko a wy jesteście zmęczeni natomiast na zewnątrz już zmierzcha.
- Gospodarz wciąż ćwiartuje mięso na podwórzu.

sniadaniedolozka - 2018-05-01 11:04:00

Żywia słuchała z zainteresowaniem historii przedstawionej przez gospodarza. Mężczyzna wydawał się jej nieco szalony... Starała się odsunąć od siebie te myśli, to jednak nie było łatwe. Przeklęte lasy? Były na pewno mroczne i łatwo się w nich było zgubić. Cóż za ironia, dopiero kiedy się zgubili odnaleźli drogę do Jaworzyny....
Kiedy mężczyzna zakończył swoją opowieść i wysłał ich do pokoju swej córki, dziewczyna wstała.
- Dziękujemy za gościnę, gospodarzu. - powiedziała i ruszyła na górę przyglądając się wszystkiemu co mijała.

***

Weszli do pokoju. Żywia rozejrzała się. Duże łóżko, skrzynia, kilka półek, stolik, jakiś kuferek. Całkiem wygodny pokój. Żywia nie przypominała sobie, by gospodarz mówił coś wcześniej o swej córce. Ciekawe co się z nią stało...
- Dziwne miejsce. - skomentowała na głos i spojrzała na swego towarzysza. - Jak Twoja noga?
Wyjrzała przez okienko i patrzyła przez chwilę na gospodarza. Była już mocno zmęczona, więc ruszyła do kufra by wyciągnąć posłanie. jedyne czego teraz chciała to iść wreszcie spać.

Falibor - 2018-05-08 12:54:21

''Psiakrew"- pomyślał Falibor.

Wychodzi na to, że wpadli z Żywią w niezłą kabałę.
Choć nadal nie znał prawdziwych intencji dziewczyny to wiedział, że na pewno nie jest zachwycona.
Nie mając ochoty na dalszą rozmowę Falibor postanowił, że przemyśli wszystko, gdy tylko się wyśpi. W obecnej sytuacji, podczas krańcowego wyczerpania mógłby dokonać złego wyboru.
-Dziękujemy- powtórzył po Żywii i udał się za dziewczyną na górę.
Mężczyzna podszedł do okna i z cienia obserwował gospodarza rozmawiającego z kobietą w znoszonej sukni i białym czepku.
-Wygląda na to, że nasze przybycie się rozniosło...
Falibor spojrzał po izbie.
Była prosta ale sucha i ciepła. A to mu wystarczyło w zupełności.
-Tak to prawda. Dziwne... Nie wierzę w klątwy i zabobony. Nie mniej jednak powinniśmy sprawdzić później o co chodzi z tą kopalnią i tymi ludźmi.
Mężczyzna zerknął na nogę na wspomnienie towarzyszki.
-Nie jest aż tak źle. To jedzenie dobrze mi zrobiło. Gdy jest się głodnym czuć wszystkie niedogodności. Odpocznę i zobaczymy.

W izbie było jedno łóżko. W normalnych warunkach sytuacja byłaby dość niezręczna ale oboje byli chyba na tyle zmęczeni, że raczej nie będzie to problem...
...Choć Falibor skrycie w myślach przyznał, że Żywia była atrakcyjną kobietą i również w innych warunkach chętnie spędziłby z nią więcej czasu... w inny sposób. Znacznie przyjemniejszy.

Wojownik usiadł na na skrzyni w celu zdjęcia butów i przyjrzenia się swojej nodze. Znał się odrobinę na skręceniach i podobnych ale bliżej mu było do konowała niż medyka z uniwersytetu.
Liczył na to, że jutro będzie mógł się umyć. Nawet w zimnej wodzie.

sniadaniedolozka - 2018-05-12 18:55:08

Podeszła do niego i uklękła obok, by spojrzeć na nogę. Nie znała się na medycynie jakoś wyjątkowo, ale kiedy była w klasztorze musiała pomagać w zajmowaniu się rannymi, więc jakąś wiedzę na pewno posiadała. Noga nie wyglądała tragicznie, ale też niezbyt dobrze. Najgorzej, że nie sytuacja nie sprzyjała możliwości odpoczęcia i pozwolenia nodze wydobrzeć w standardowych warunkach.
Musiała przyznać, że nieco obawiała się rana. Nie wiadomo co się wydarzy. Byli obcy. Ci ludzie, nie miewali gości.
- Mam nadzieję, ze do rana chociaż trochę wydobrzejesz. Kładźmy się spać.
Marzyła o tym, by się wykąpać, ale dziś to jej nie było dane. Miała nadzieję, że jutro się uda.
Żywia ściągnęła z siebie wierzchnie odzienie, buty. W normalnych warunkach zapewne zażądałaby by jej towarzysz spał na podłodze, ale nie miała serca. Mocno ucierpiał w drodze. W dodatku byli tak zmęczeni, że nie powinien zbliżać się do niej w nocy.
Kiedy dziewczyna tylko się położyła, niemal od razu zasnęła.

Jarek Jaworski - 2018-06-11 11:01:41

https://zapodaj.net/images/9ed0e8ce147c9.jpg



muzyka: https://youtu.be/pcs6iFvj1Bc?t=26


           Była noc. Ciężkie powieki Falibora jak gdyby nie chciały się do końca zamknąć. Trudno było mu zasnąć mimo iż w uszach dzwoniła tylko cisza. Żywia spala w najlepsze kamiennym snem, cichutko tylko oddychając, będąc skuloną w kłębek niczym kot na ciepłym piecu. Noga mężczyzny pulsowała i promieniowała ciepłem, mimo to zdecydował się wstać z łóżka. Pokój ogarniał mrok a na ściany padało tylko blade światło księżyca. Kąty pomieszczenia były całkowicie czarne. Falibor naturalnie podszedł do jedynego źródła światła jakim było okienko nas stolikiem. Księżyc jasno świecił tej nocy a mgła w tej chwili niemal całkiem zniknęła. Odnusł wrażenie że więcej widzi teraz aniżeli za dnia. Z tej perspektywy ogarniał wzrokiem cały zarębek.  Kilka domów po obu stronach błotnistej ulicy. Miejscowość była znacznie mniejsza niż przypuszczał mimo iż wiedział że nie jest duża. Wokoło domów rozpościerały się bagniste polany a za nimi wyrastała wysoka ściana wspinającego się pod górę czarnego lasu. W czarnej czeluści, zaskoczony Falibor dostrzegł blask pomarańczowego światła. Źródlo światła wydobywało się z głębi lasu i było mocno oddalone od wioski. Nagle mężczyzna zaobserwował ruch, niczym ryś wytężył wzrok i zobaczył gospodarza kierującego się w pole. W ręku trzymał wypełniony czymś worek. Nie oddalił się zbyt daleko po czym stanął. Księżyc świecił tak mocno że Falibor mógł dostrzec wiele szczegółów. Zaobserwował coś dziwnego, albowiem wysoka trawa poczęła się ruszać jak gdyby z lasu wybiegło kilka stworzeń i ją przecinało. Takich ruchomych punktów pojawiło się kilkanaście a wszystkie mimo iż nie mogły się widzieć w gęstwinie zmierzały w tym samym kierunku... do stojącego wieśniaka. Falibor poczuł jak ogarnia go napięcie, chciał coś zrobić ale nie wiedział co! Spojrzał na śpiąca Żywię, jak gdyby chcąc spytać ją o zdanie lecz ta niczego nieświadoma twardo spała. Wiedział że nie przebiegł by takiego dystansu nawet gdyby jego noga nie była nadwyrężona. W efekcie skupił się jeszcze bardziej na mrożącej krew w żyłach scenie. Trawa pod nogami Izbyluta była niska. Z jej wysokiej części poczęły wyłaniać się bestie... Ich ślepia świeciły tak mocno że Falibor bez trudu zorientował się że to wilki. 'To koniec stary głupiec nie ma szans! Co on sobie myślał?!' Cała wataha zatrzymała się tuż przed starcem gdy ten począł wyciągać z worka wielkie połacie mięsa. Z twarzy Falibora zniknęło przerażenie ustępując zdziwieniu. Wilki bowiem szczerzyły kły wpatrując się w postać rzeźnika gdy ten wyciągnął przed siebie rękę trzymającą świńską kończynę. Jeden z wilków podszedł mając spuszczony łeb by w nienaturalny sposób delikatnie wziąć w pysk ochłap. Zaraz po nim kolejny wilk zrobił to samo. Tak poczęstowane czekały z mięsem w pyskach aż rzeźnik rozda je całe. Gdy to się stało odeszły z powrotem do lasu a mężczyzna odwrócił się i od razu jak gdyby wiedząc że jest obserwowany spojrzał w okno, spojrzał na Falibora, spojrzał mu prosto w oczy...

* * *



    Rano gdy Żywia się obudziła zdała sobie sprawę że nie ma obok niej Falibora. Zdziwiona usiadła i wtedy zdała sobie sprawę że czuje się fatalnie. W gardle zalegała jej gęsta klucha, skóra była wrażliwa a gdy się odkryła poczuła przejmujący chłód. Piekły ją oczy a przecież dopiero co wstała... Wygląda na to że podróż dała się we znaki w postaci choroby.
    Na dole czekał Izbylut ostrząc noże jeden o drugi w towarzystwie dwóch innych mężczyzn w podeszłym wieku.
- Obudziła się- powiedział jeden tak by wszyscy usłyszeli. Żywia poczuła się niezręcznie, szybko zdała sobie sprawę że jest roznegliżowana. Jeden z mężczyzn uśmiechnął się szeroko obnażając swoje dwa ostatnie zęby i wystawiając język. Zajęczał cicho i przeciągle jak to się zdarza portowym osiłkom w Mirze na widok butelki grogu, solidnej porcji kaszy lub krasnej białogłowy. Wyglądał na przygłupa lecz był najlepiej ubrany ze wszystkich, drugi natomiast od razu zdjął z głowy czapkę i począł ją miętosić w rękach patrząc w podłogę. Na chwilkę tylko spojrzał na dziewczynę by skinąć głową. Izbylut jak gdyby przewidując to co najbardziej teraz trapi Żywię rzekł:
- Falibor poszedł nad wodę się umyć. Na pewno jesteś głodna usiądź.- Po czym wskazał na wolne miejsce przy stole wokoło którego siedzieli. W tym momencie wstydliwy starzec podał podpłomyki i mleko...


* * *



            W drzwiach pojawił się Falibor miał mokre włosy  a w rękach trzymał swoje buty. Nie był radosny jak można było by przypuszczać po pierwszej kąpieli od tak dawna. Jego twarz skrywała wiele emocji lecz na pewno nie powagę. Gospodarz zobaczywszy go uśmiechnął się złowrogo po czym bez słowa dźwignął z krzesła. Podszedł do Falibora wraz ze wstydliwym dziadem a Falibor wiedział  po jego spojrzeniu że musi z nimi wyjść na zewnątrz. Szczerbaty starzec ponownie uśmiechnął się szeroko akcentując w ten sposób że został sam na sam z dziewoją.
- A więc zostaliśmy sami- Myśli w głowie Żywi kołatały się tak szybko. 'To wszystko jest jakieś dziwne.' Spojrzała na starca gdy wszyscy wyszli i ogarnął ją lęk. Wtedy mężczyzna złapał ją za rękę którą trzymała na stole. Ścisnął mocno tak że delikatna poczuła ból. Starzec był silny a jego dłonie o czarnych paznokciach przypominały swym rozmiarem bochny chleba.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze. Powinnaś udać się do znachorki. Podobasz mi się dlatego powiem Ci że nie powinnaś tutaj przebywać- Starzec skierował wzrok na blat po czym się oblizał.- Zatrzymaj się u mnie.- Ponownie spojrzał na dziewczynę.- U mnie będzie Ci lepiej... Zadbam o Ciebie jak o własną żonę.

* * *


-To co widziałeś dzisiaj w nocy...- Falibor poczuł skrępowanie zdając sobie sprawę że został przyłapany na podglądaniu. - Nie mów o tym dziewczynie. Po co ma się stresować. Nie wygląda zbyt dobrze, więc nie utrudniaj jej pobytu tutaj.- Dwóch starców stało naprzeciw młodziana starając się go zdominować z czego jeden dzierżył noże.- Minie trochę czasu zanim przywykniecie do tutejszych zwyczajów a do tego czasu zachował spokój i siedź cicho.- Słowa Izbyluta zabrzmiały jak groźba a nie jak dobra rada. Mężczyzna stojący obok gospodarza był o dwie głowy od niego wyższy, chudy lecz sprawiał wrażenie silnego. Sam Izbylut teraz bardziej pasował do pierwszego wrażenia jakie wywarł gdy po raz pierwszy spotkali go podróżni. Sprawiał wrażenie zaprawionego oprycha...

Fakty:
- Nocą Falibor widział jak Izbylut karmił wilki.
- Nie wiadomo co Falibor robił potem lecz faktem jest że z samego rana był nad woda i się kąpał.
- Żywia wstała osłabiona, poznała dwóch nowych mieszkańców lecz nie wie jak się nazywają.
- Jeden z mieszkańców zaoferował Żywi żeby zatrzymała się u niego obiecując że o nią zadba. Od razu zwrócił uwagę na to że dziewczyna jest chora i nie omieszkał dodać że mu się podoba.
- Falibor poznał nowego mieszkańca lecz nie wie kim on jest, został ostrzeżony aby siedzieć cicho i nie denerwować Żywi która teraz potrzebuje odpoczynku.

sniadaniedolozka - 2018-06-11 19:14:16

Żywia spała jak suseł. Dawno nie miała możliwości wyspania się w takich, o zgrozo, dobrych okolicznościach. O ile można było je tak nazwać. Mimo wszystko poranek nie był najszczęśliwszy. Okropnie się czuła, te noce w lesie nie podziałały dobrze na jej zdrowie. Przez chwilę zastanawiała się co mogłoby jej pomóc, jednak z rozmyślań wybił ją po chwili fakt że ani w łóżku ani w pokoju nie ma jej towarzysza. Niepokój zalał jej umysł i przestała myśleć o swoim stanie zdrowia. Czym prędzej zeszła na dół by sprawdzić czy może jest w izbie na dole. Przy stole siedział gospodarz i dwóch innych starszych mężczyzn. Ten który się odezwał kojarzył jej się z typowym wiejskim bijatyką. Rozejrzała się po izbie ale Falibora nigdzie nie było. Poprawiła swoją koszulę zdając sobie sprawę z tego o co jednemu z nich chodziło.
- Dziękuję. - powiedziała Żywia już lekko uspokojona i usiadła przy stole. Nadal czuła się lekko zaniepokojona i w dodatku ten mężczyzna ją obserwował w dość jednoznaczny sposób.
Nie czuła dużego głodu. Nie wiedziała czy to dlatego że wczoraj zjadła dość czy ze względu na stan zdrowia… a może po prostu się denerwowała? Zjadła kilka kęsów. Wtedy do izby wszedł mokry Falibor. Żywia nie wiedziała co się dzieje ale mężczyźni od razu z nim wyszli. Dziewczyna spojrzała, na mężczyznę który pozostał w izbie razem z nią. Czy to było zaplanowane posunięcie? Złapał ją za rękę. Dziewczyna chciała wyrwać rękę z jego uścisku. Wstała zaskoczona i oburzona.
- Śmie Pan żartować?! - uniosła się. Wiedziała że jeśli będzie chciał ją wziąć siłą to nie będzie w stanie go powstrzymać. Na stole leżał jakiś nóż, może mogłaby mu zrobić jakąś krzywdę, ale nie sądziła by to coś pomogło. Chyba by sobie nie dała rady nie mając przy sobie nic do pomocy. Jedyne co mogła zrobić to narobić hałasu licząc na to że jednak ktoś wejdzie do środka. - Pan mi proponuje życie w grzechu?!
To co się w niej działo to mieszanka lęku i oburzenia. “Niech Bóg ma mnie w opiece” - pomyślała.

Falibor - 2018-06-28 23:26:09

Sny, koszmary...
Dziwne wydarzenia tak prawdziwe i tak niewiarygodne zarazem.
Nie wiedział czy to wszystko prawda.
Ale co jest prawdą?
Pamiętał i nie pamiętał.
Pełnia i pustka.
Wilki
Mięso
Nic
Zimna woda.
To jedyne co było prawdziwe. Sprawiło, że chyba widział więcej. Czuł więcej.
Ból głowy powoli przemijał.
Mężczyzna mógł przysiąc, że nie pamiętał ostatniego wieczora ani nocy. Oprócz jednego.
Widział Izbyluta, gospodarza, który karmił mięsem sforę wilków.
Niepokojące, to mało powiedziane.
Kolejne wydarzenia również nie wróżyły niczego dobrego.
To co mówił gospodarz, ci wszyscy goście i ,,prośba" o opowiedzenie się po niejako ich stronie przeciw Żywi bardzo mu się nie podobało.
Falibor pokiwał jednak głową.
Nie znał dziewczyny ale pokazała kilkukrotnie swoją troskę o niego.
Co prawda na swój zimny i obojętny sposób ale jednak. Wolał stać po stronie dziewczyny, choć niejawnie.
Póki co będzie grał w grę gospodarza i tańczył jak mu zagrają. Póki co.
-W porządku- Odpowiedział na słowa gospodarza dotyczące zachowania tajemnicy przed Żywią. Póki co nie mógł jej niczego powiedzieć. Dopóki nie zostaną sami.
Gdy jednak usłyszał hałas dochodzący z chaty postanowił interweniować.
-Wybacz panie. Ta kobieta grzeje mi łoże wieczorami- skłamał- Czuję się zobowiązany za jej bezpieczeństwo. Możemy pracować. Mogę nie mówić jej wszystkiego ale nie mogę pozwolić jej sobie odebrać. Sami rozumiecie, panowie.
Starał się zagrać na męskiej solidarności. To typowe zachowanie, które niejednokrotnie jednało mu prostych mężczyzn. Miał nadzieję, że i tym razem podziała. Chodziło o uprzedmiotowienie Żywii by mogła nabrać wartości w oczach prostych mężczyzn jako własność Falibora, tak jakby była jego mieczem, koniem czy tobołami. Choć wojownik czuł się z tym źle, dobrze wiedział, że tylko w ten sposób zdoła ją ochronić przed łapami tych nędzarzy.
Młodzieniec minął ich i wszedł do chałupy.
Czuł się lepiej. Gdyby gospodarz nie użył TEGO tonu może i byłby spokojniejszy.
Ale użył. Użył groźby.
A groźba w głosie działała u Falibora jak płachta na byka.
-To moja kobieta, starcze. Nie sprzedaję jej ani nie składam w darze. Jest zdolna pracować i będzie pracować na nasze utrzymanie u pana Izbyluta.
Falibor spojrzał na starca i czekał na jego reakcję.
Tylko spróbuj kmiocie, uprzyjemnisz mi dzień...- pomyślał Falibor patrząc na noż wbity w stół.

Jarek Jaworski - 2018-06-29 10:50:06

https://zapodaj.net/images/af8c01b4c3b3b.jpg



Muzyka:https://youtu.be/H1s7SKN15yM

    Izbylut patrzył na młodzieńca z pogardą, Falibor nie mógł odpędzić myśli że chłop przejrzał go na wskroś, nie wierząc w ani jedno jego słowo.
- Oczywiście, Żywia to twoja kobieta i nikt tutaj nie zrobi jej krzywdy.- Jego wyraz twarzy zmienił się gdy zawitał na nim delikatny uśmiech. Jakże kojący nerwy... Izbylut skierował spojrzenie w lewo, dając  niepotrzebny znak, informujący o tym, że Falibor może przejść obok niego. Wysoki staruch zrobił krok w tył i nie potrafił ukryć zaniepokojenia, jakie go ogarnęło po tym jak usłyszał podniesiony ton kobiety. Niemal krok w krok za Faliborem wkroczył do izby.
     Spokojnie kobieto, nie jestem Twoim wrogiem. - Szczerbaty starzec uśmiechnął się zdziwiony reakcją kobiety. Chciał coś dodać, lecz przeszkodził mu Falibor.
- To moja kobieta starcze...- obrzydliwiec spoważniał, chciał coś odpowiedzieć lecz zauważył wchodzącego do izby Izbyluta i jak gdyby naprędce odpowiedział coś innego.
- Ależ oczywiście...- skierował swój wzrok w stronę kobiety. Nie wyglądał groźnie.- Panienka wybaczy ale chciałem tylko zaproponować wizytę u naszej znachorki...
Izbylut wolnym krokiem wszedł do gospody i odkładając noże na stół, odparł pogodnym tonem, zupełnie innym niż tym, którym przed chwilą zwracał się do Falibora.
- Nie wiem czy jest potrzeba aby kłopotać staruchę, ma teraz tyle na głowie. Poza tym jest dziwna, mogłaby dodatkowo zaniepokoić naszego delikatnego gościa. A przecież teraz, najważniejsze aby nasza Żywia dużo odpoczywała.- Uśmiechnął się serdecznie nie spuszczając wzroku z kobiety. - Bogdanie przygotuj Żywi kąpiel w jej pokoju, nalej dużo gorącej wody i wyłóż balię prześcieradłami. A ty Faliborze zacznij od pomocy w tym zajęciu, potem powiem Ci co jeszcze możesz dla mnie zrobić.  - Wskazał na stół z niedojedzonym śniadaniem Żywi- Jeśli masz ochotę …Częstuj się... - Po czym spojrzał na mężczyznę siedzącego przy stole. - Pomożesz mi wygarbować skóry Bytomirze?
- Nie, muszę narąbać drewna. - Odparł krótko najlepiej ubrany mężczyzna, po czym wstał, skinął głową w stronę niewiasty oraz młodzieńca i wyszedł. 


* * *


    Falibor właśnie wlał ostatnie wiadro gorącej wody do balii. Nadwyrężył nogę jeszcze bardziej, gdyż ich pokój był na piętrze. Wiedział że tylko tu dziewczyna mogła poczuć się swobodnie a przecież nie chodziło tylko o jej zdrowie fizyczne, dlatego nie proponował kąpieli na parterze. Na szczęście wysoki Bogdan okazał się nad wyraz pomocny, gdyż jak przypuszczał Falibor chłop był silny jak tur. Był też jak tur małomówny i głupi... Faliborowi nie udało się z niego wydobyć ani jednego wartościowego zdania. Zauważył jednak że ten, gdy tylko pojawiła się sposobność, zerkał na Żywię. Może to normalne zachowanie biorąc pod uwagę fakt iż, nikt nie odwiedza tego miejsca.
    Żywia wchodząc na górę minęła Bogdana, który kierował się na dół, odwróciła się gdy go minęła i przyłapała na spojrzeniu. Gigant zawstydził się jak dziecko złapane na podjadaniu ciasta, spuścił podłużną twarz i przyśpieszył kroku. W pokoju przy stoliku siedział Falibor był spocony co dawało obraz tego, jak wiele trudu kosztowało go przygotowanie kąpieli. Żywia zamknęła za sobą drzwi nie spuszczając wzroku z towarzysza. Woda w balii aż parowała od gorąca...


* * *


    Było południe gdy Żywia znów twardo spała. Falibor kończył garbować skórę na ganku, za domem, w towarzystwie Izbyluta.
- Chyba już wystarczy, jeszcze tylko trzeba ją rozciągnąć na kijach... Pójdziemy po nie do lasu.- Mówiąc to Izbylut sięgnął ze ściany siekierę. Falibor poczuł zaniepokojenie.- Nasza umowa odnośnie broni wciąż zobowiązuje- dodał spoglądając na dzierżony przez Falibora nóż do garbowania skór. Odwróciwszy wzrok spokojnie zaczął przypalać fajkę, czując niewypowiedzianą swobodę, której teraz brakowało Faliborowi...


Fakty
- Wysoki starzec okazał się silnym przygłupem, o imieniu Bogdan. Wykazuje zainteresowanie Żywią natomiast Falibora traktuje jak powietrze.
- Szczerbaty, dobrze ubrany, śliniący się starzec ma na imię Bytomir. Sprawia wrażenie osobliwego nawet jak na tutejsze standardy.
- Izbylut zapewnił Falibora że Żywi nic się nie stanie i akceptuje fakt że są parą.
- Falibor nadwyrężył nogę przygotowując kąpiel Żywii.
- Falibor i Żywia zostali zostawieni sami w pokoju na bliżej nie określony czas mając świadomość że nikt im nie będzie przeszkadzał. Proponuję aby wasze posty pojawiły się w formie rozmowy.
- Popołudniu Żywia znów śpi natomiast Falibor kończy garbować skóry. Izbylut uzbrojony w siekierę oznajmia że idą do lasu po drewno, tym samym zaznaczając że Falibor musi odłożyć ostrze trzymane w dłoni.

sniadaniedolozka - 2018-06-29 15:57:58

Cała ta sytuacja nieco wytrąciła dziewczynę z równowagi. Falibor stanął w jej obronie, a przecież nie musiał. W zasadzie nie znali się zbyt długo. W każdym razie Żywia nie zaprzeczyła ani jednemu słowu, nie byłoby to mądre posunięcie. Kiedy mężczyźni przygotowywali dla niej kąpiel ona dokończyła śniadanie, musiała coś zjeść. Następnie weszła na górę. Zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła. Wreszcie mogła się wykąpać, ale najpierw chciała się dowiedzieć kilku rzeczy.
- Faliborze, jak się czujesz?
Podeszła bliżej niego i uklękła. Nie pytając o pozwolenie sięgnęła do nogi, żeby zobaczyć jak wygląda. Chyba było nieco gorzej niż wczoraj. Nie powinien tego wszystkiego robić.
- O czym rozmawialiście na zewnątrz? - zapytała. Nie uszło jej uwadze, że wyprowadzili go na zewnątrz zanim tylko zdążyła z nim porozmawiać. Nie było to normalne.

Falibor - 2018-07-01 01:11:08

Falibor pozwolił dziewczynie zająć się nogą.
Fakt, nadwyrężył ją. Postanowił, że odpocznie i póki co nie będzie angażował się w trudne i ciężkie prace fizyczne. Po tym co tutaj widział doskonale zdawał sobie sprawę, że będzie musiał jak najszybciej wrócić do formy.
-O wiele lepiej- przyznał bez przekłamania- jedynie noga dokazuje jakby bardziej... Będę musiał odpocząć i skorzystać z gościny w bardziej bierny sposób.
Nie miał zamiaru oszukiwać dziewczyny ani tym bardziej oszczędzać jej prawdy. Zasłużyła by wiedzieć. Była jego jedynym sojusznikiem.
-Szczerze mówiąc nie wiem co działo się ze mną wczorajszej nocy.
Falibor zniżył głos i mówił cicho, niemalże do ucha dziewczyny.
-Widziałem jak Izbylut karmił świeżym mięsem sforę wilków na polu. Wspomniał też bym nie dzielił się z tobą jego zamiłowaniem do tej czynności.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Wpadliśmy w niezłe gówno...- mruknął

sniadaniedolozka - 2018-07-01 21:16:27

Pokiwała głową przyznając mu rację. Zdecydowanie powinien odpocząć. Zważając, że było żądnego sensowniejszego miejsca blisko towarzysza, usiadła na podłodze. Zmarszczyła brwi przysłuchując się jego historii. Przysunęła się, żeby lepiej go słyszeć.
- Sforę....? - zaniemówiła. Dlaczego miałby to robić? Tutaj działo się coś bardzo niepokojącego. - Pewnie nie powiedział nic więcej? - również ściszyła głos. Pewnie, że nie. Dlaczego miałby coś więcej powiedzieć, głupia niewiasto? Westchnęła.
- Masz jakąś teorię?
Niepokój rozlał się po ciele Żywii i dokuczał jeszcze mocniej niż przedtem. To wszystko co się tutaj działo... Jak oni się w to wpakowali? Zakaszlała. Czuła się coraz gorzej, powinna wybrać się na spacer po okolicy i znaleźć odpowiednie zioła, powinny jej pomóc.

Falibor - 2018-07-02 14:04:31

-Musisz wiedzieć coś jeszcze- powiedział Falibor- Tutejsi chłopi są chyba zainteresowani twoim posagiem...
Mężczyzna zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Poczucie humoru zlatywało z niego jak liście jesienią.
-Póki co udaję twojego mężczyznę.- Wojownik skrzywił się- wybacz, musiałem im powiedzieć, że jesteśmy razem. Nie lubię używać tego określenia: ale zrobiłem to dla twojego dobra.
Falibor pokiwał głową słysząc niepewność w głosie dziewczyny.
-To wszystko jest zbyt dziwne by nie działała tutaj jakaś magia, zły urok albo nawet i...- wojownik zmrużył oczy- klątwa...
Tutejsi muszą być pod wpływem czegoś lub kogoś. Póki co uważam, że powinniśmy tańczyć jak nam zagrają... oczywiście w granicach rozsądku ale czasem będzie trzeba zagryźć zęby... Zbliżymy się do nich i dowiemy się o co tu tak naprawdę chodzi... Póki co, Żywiu, jesteś jedyną osobą, której mogę ufać. Mam nadzieję, że ze wzajemnością.
Chcąc uniknąć patosu Falibor położył się na łóżku. Jego noga będzie musiała chwilę odpocząć nim uda się do dalszej pracy. Nie miał zamiaru samemu garnąć się do pracy dopóki Izbylut go o to wyraźnie nie poprosi. Możliwe, że starzec będzie chciał go osłabić ciężką pracą by w razie ewentualnej walki pokonać z łatwością Falibora.
Dlatego młody wojownik miał zamiar bumelować.
Przy każdej możliwej okazji.

sniadaniedolozka - 2018-07-02 20:01:00

Posagiem, dobre sobie. Skrzywiła się przypominając sobie sytuację z poranka. Ewidentnie musiała mieć się na baczności, nie była pewna czy wyznanie Falibora istotnie zapewni jej pełne bezpieczeństwo. Mimo wszystko byli obcy, oboje.
- Nigdy nie sądziłam, że to powiem ale dziękuję, że stanąłeś po mojej stronie. Jak dziwne by to nie było. Rozumiem, że to była jedyna opcja. Dziękuję.
Uśmiechnęła się do niego.
- W tym miejscu jest istotnie coś niepokojącego.
Czy klątwa? Zwróciła wzrok ku niebu i westchnęła.
- Masz rację, musimy nieco wejść w tą społeczność zanim czegokolwiek się dowiemy. - odprowadziła towarzysza wzrokiem na łóżko i posłała mu smutny uśmiech. - Oczywiście, tutaj tylko sobie możemy ufać.
Podniosła się z podłogi i stanęła przy oknie, by się rozejrzeć. Pogoda dziś dopisywała. Widziała kilka osób kręcących się, ale nie rozpoznawała nikogo. Była bardzo zmęczona i okropnie źle się czuła. Po kilku wyglądania przez okno odwróciła się do Falibora.
- Mam nadzieję, że mnie teraz zostawisz? - wskazała na balię z wodą. Zdecydowania potrzebowała się wreszcie umyć. A potem może uda się jej zdrzemnąć...? W każdym razie potrzebowała wreszcie odpocząć, a nocą się to niestety nie udało.

Falibor - 2018-07-03 08:24:59

Falibor cieszył się, że mogli porozmawiać a jego noga chwilę odpocząć.
I choć widział w oczach dziewczyny lęk to dostrzegł również pewną determinację, która ociepliła mu serce.
Dobrze było wiedzieć, że podobnie jak w lesie, dziewczyna nie straci hartu ducha i będzie chciała walczyć dalej.
-Oczywiście, wybacz.- Falibor wstał z łożka.
Dobrze mu się leżało ale fakt faktem- damę należało zostawić samą na czas kąpieli chyba, że życzyła sobie inaczej...
Konwenanse były ważne. Musieli je zachować.
Choćby z czystej przyzwoitościl. Żeby nie zwariować na tym odludziu.
Nagle mina mężczyzny zrzedła.
Falibor podszedł do Żywii i szepnął.
-Wszyscy wiedzą, że będziesz brała kąpiel. Sama.
Po chwili wyjął z tyłu spodni ciężki kamień mieszczący się w dłoni.
-Znalazłem to przy strumieniu. Ukryj go w ubraniach, przy balii, gdy będziesz się myła. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie ci potrzebny.
Później wyszedł bez dalszych tłumaczeń.
Sam również taki kamień posiadał...
Na wszelki wypadek.
Nigdy nie wiadomo kiedy będzie potrzebny.


**********

Było południe gdy Żywia znów twardo spała. Falibor kończył garbować skórę na ganku, za domem, w towarzystwie Izbyluta.
- Chyba już wystarczy, jeszcze tylko trzeba ją rozciągnąć na kijach... Pójdziemy po nie do lasu.- Mówiąc to Izbylut sięgnął ze ściany siekierę. Falibor poczuł zaniepokojenie.- Nasza umowa odnośnie broni wciąż zobowiązuje- dodał spoglądając na dzierżony przez Falibora nóż do garbowania skór. Odwróciwszy wzrok spokojnie zaczął przypalać fajkę, czując niewypowiedzianą swobodę, której teraz brakowało Faliborowi...

,,Też bym sobie zapalił" - pomyślał młodzieniec.
-Jasne... wciąż obowiązuje- powiedział i odłożył nóż do garbowania na stół.
W kieszeni z tyłu spodni miał ukryty ciężki kamień rzeczny, idealnie mieszczący się w dłoni.
Mając gołe ręce nie był bezbronny, o nie... A co dopiero z tym cackiem.
-Chodźmy zatem- powiedział wojownik i ruszył za Izbylutem do lasu.
Falibor sprawiał wrażenie rozluźnionego. Ale to było tylko wrażenie. Kot przemykający między polnymi ścieżkami wyglądał dokładnie tak samo.
Rozluźniony. Gotowy do błyskawicznego ataku.
Izbylut zdradził się ze swoją ponadprzeciętną inteligencją. To był błąd.
Falibor nie miał zamiaru tego robić. Niech dziad myśli, że to tylko tępy osiłek myślacy o pętach kiełbasy i pachnących piwem piersiach dziewek karczemnych.
Niech myśli...
Gospodarz taki jak Izbylut był porządny. Zbyt porządny by nie mieć w zapasie prostych kijów do rozwieszania skór.
Ale nie był wystarczająco porządny i wykazał się ignorancją, sądząc, że Falibor nie połączył faktów.
Izbylut był rzeźnikiem w tej wiosce. Garbował skóry. Długie drewniane kije to coś po co nie chodzi się do lasu na ostatnią chwilę.
Kolejny błąd, Izbylucie- pomyślał Falibor.
Zobaczmy co planujesz w tym lesie.

Jarek Jaworski - 2018-07-16 12:53:32

https://zapodaj.net/images/48663647331fb.jpg



Muzyka: www.youtube.com/watch?v=BCIqVlELCts

           Promienie słońca przedzierały się przez gęste listowie otaczających Żywię drzew. Czuła się wspaniale, było ciepło lecz wiał chłody wietrzyk a jej stopy chłodził szemrzący, wyłożony otoczkami strumyk. Wokoło znajdowały się sarny, zające i młode dziki, radośnie ganiające się po zielonej trawie. Wszystkie zwierzęta zachowywały się tak naturalnie, jak gdyby dziewczę było istotą dziką, jak one. Wśród leśnej zwierzyny Żywia dostrzega czarnego koguta, który w przeciwieństwie do innych zwierząt wpatruje się w nią. Ma czerwone korale i oczy lśniące niczym rubiny. Ptak jednym okiem bezustannie obserwuje, patrzy nieruchomy obracając energicznie co chwila czarny łebek. Jest taki nienaturalny... Po chwili swoboda ustępuje zaniepokojeniu, dziewczyna już nie czuje się beztrosko... lęk. Tak, lęk to uczucie różne od strachu, albowiem strach wiąże się zawsze z realnym zagrożeniem, a teraz... teraz Żywia odczuwa niewyjaśniony lęk przed tym zwierzęciem. Zaraz, to przecież nie jest kogut... Zaczyna odnosić wrażenie że stwór ten to nie zwierz, a jakaś istota nie z tego świata! Nie może się ruszyć... spojrzenie ją paraliżuje a zwierz wciąż wpatruje się w nią, jego oko zdaje się zbliżać, rozrastać się... 'Kamień', chce podnieść kamień lecz nie jest w stanie się schylić. Nagle sarny podnoszą łby i stroszą uszy, zające gdzieś czmychają, dziki zdążyły już pierzchnąć w zarośla. Kogut stroszy się, unosi skrzydła, rozdziawia dziób i krzyczy! To nie jest dźwięk jaki wydają te ptaki, to wrzask, przerażający wrzask nieludzkiej istoty, bestii! Wrzask wbija się w głowę dziewczyny jak tysiące rozżarzonych igieł... Nagle ze ściany lasu wyłania się rozpędzony wilk! Chwyta koguta w paszczę i miota na lewo i prawo. Węgielne pióra unoszą się w powietrze... jest ich tak wiele, tak wiele że ziemia wokoło staje się czarna przypominając wypaloną. Gdy wszystkie pióra zdążyły opaść, dziewczę zdaje sobie sprawę że ma w ręku rzeczny kamień... Wilk stara się pożreć koguta. Mlaszcze i mlaszcze lecz nie może pogryźć... kogut wciąż się szamoce... lecz nie widać krwi! Wilk on, nie ma zębów. Ten wilk nie ma kłów a mimo to stara się pogryźć ofiarę...  Uduszony kur wiotczeje a w głowie Żywii odbija się echem mlaskanie... mlask, mlaaask, mlaaaaask.... mlasaaaaaaaaaak........mlaaaaaaaaa... Żywia wybudza się z koszmaru! Ledwie jej umysł zdał sobie sprawę że właśnie się obudziła gdy zszokowany widokiem olbrzyma stojącego nad jej łóżkiem sprawił że jej serce niemal stanęło! To Bogdan! On się gwałci! Obrzydliwy, przerośnięty starzec dotyka się wpatrzony w delikatną niewiastę! Zanim ta zdążyła cokolwiek z siebie wydobyć wielka dłoń zakryła jej usta. Po chwili znalazła się na szyi by mocno ją ścisnąć! Dziewczyna nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku! Izbę ogarnia jej niemy krzyk! Jej twarz staje się purpurowa gdy groteskowy olbrzym doprowadza się do rozkoszy. Nagle do izby wbiega szczerbaty Bytomir,  z koszem po brzegi wypełnionym kwiatami rumianku. Widząc co się dzieje rzuca się na Bogdana. Łapie go za szyję, niemal się na nim wiesza, lecz olbrzym, jednym ruchem reki, odrzuca go tak, że ten traci równowagę i ląduje na środku izby, z impetem roztrzaskując balię z wodą! Wytrącony kosz uniósł się w powietrze rozrzucając wokoło biało-żółte kwiaty...

* * *



            Izbylut szedł przodem, krokiem zdecydowanym lecz z lekka koślawym. Mogło to być wynikiem jakiejś starczej przypadłości, lub tragicznego zdarzenia z lat młodości, gdy zawadiaki jeszcze nie ograniczało ciało ani rozum. Mimo to mocno ściskał siekierkę, co chwila pociągając fajkę. Co ciekawe staruch co raz zatrzymywał się przy jakieś sosence, by ją obejrzeć, zupełnie jak gdyby faktycznie chciał znaleźć odpowiedni materiał na stelaż, dla wygarbowanej skóry.
- Będę z Tobą szczery – zaczął Izbylut nie zwalniając kroku ani nie odwracając się w stronę rozmówcy. - Nie podobasz mi się... Nie podobasz mi się bo jesteś zbyt bystry... - krew w żyłach Falibora poczęła przypominać górski potok... mroźny i wartki. -  Zauważyłem że masz skręconą kostkę... - nagle Izbylut zatrzymał się i zamilkł.- Do Falibora dotarło że skupiony na Izbylucie zapomniał że jest chromy i do tego w nieznanym lesie, gdyby drań zechciał mu tutaj uciec zrobił by to bez trudu, a wtedy Falibor znalazł by się w sytuacji sprzed kilku dni, kiedy to błądził w leśnej gęstwinie niczym ślepiec … Milczenie przeciągało się gdy Izbylut spojrzał na Falibora. Chciał coś powiedzieć lecz w tym samym momencie coś wyrwało go sprzed oblicza młodzieńca i cisnęło dwadzieścia łokci dalej! Starzec poszybował niczym szmaciana lalka by zatrzymać się na jednej z otaczających was sosen. Po chwili pojawiła się bestia, opadając z koron drzew. 'CO TO NA MIŁOŚĆ BOSKĄ JEST!!!???' Bestia o kształcie człowieka lecz groteskowo wypaczona o wielkich złocistych ślepiach, długich i chudych łapach przypominających gałęzie starego drzewa, nogach wygiętych niczym kozie lub psie łapy, ostrych kłach niczym szpikulce i przerośniętych sowich skrzydłach! Bestia jakiej oczy młodzieńca jeszcze nie widziały, bestia jakiej nie chciał by widzieć w najgorszym koszmarze! Serce kołacze mu tak bardzo że niemal nie wyrwie się  z piersi! Nie ma czasu na myślenie! Bestia wpatruje się w młodzieńca do czasu aż starzec nie wydusi z siebie – Uciekaj chłopcze! Uciekaj! Jesteś zbyt cenny!- Z ust starca broczy gęsto szkarłatna jucha, gdy w ostatnim geście współczucia, zagląda w oczy śmierci! Stwór jak gdyby na widok krwi, rzuca się w stronę starca! Nie mogąc rozłożyć skrzydeł podskakuje na długich nogach, błyskawicznie docierając do ofiary! Oczom Falibora ukazuje się leżąca pod jego stopami siekiera. Lawina pytań w całym amoku przemyka mu przez głowę nim zdecyduje się zerwać do ucieczki 'Gdzie jest zarebębek?, Jak daleko zajdę? Czy stwór nie rzuci się za mną w pogoń? '. Bestia już niemal dotarła do starca lecz ten zdołał wczołgać się pod obalone sosny! - Uciekaj! Uciekaj głupcze! - Krzyczy!


Fakty:
-Żywia miała koszmar, po obudzeniu się zaczęła być duszona przez Bogdana który się nad nią masturbuje.
-W pokoju znajduje się także poobijany Bytomir który chcąc pomóc dziewczynie rzucił się bezskutecznie na Bogdana.
-Falibor podróżując z Izbylutem został napadnięty przez jakieś stworzenie. Bestia rzuciła się na starca któremu udało się ukryć pod stertą przewróconych sosen. Falibor nie wie gdzie się znajduje, przed nim leży siekiera Izbyluta a bestia stara się dorwać starucha który resztką sił krzyczy by młodzian uciekał.

Falibor - 2018-07-16 14:53:25

Falibor szedł za starcem spięty. Milczał bo spodziewał się co nadejdzie. To była klasyczna sytuacja. Mężczyzna wierząc w swoje siły i doświadczenie mógł myśleć, że ma jakieś szanse z młodzianem.
Nie miał jednak pojęcia, że Falibor bez miecza jest równie śmiercionośny jak i z nim.
-Nie ma znaczenia co myślisz, starcze. Bystrość umysłu jest grzechem w oczach tych, którzy mają nieczyste myśli. Takie jak twoje. Ja natomiast...
Nie zdążył.
Nie zdążył dokończyć, gdzie nagle plugawe coś cisnęło starcem o dwadzieścia łokci dalej.
Logiczne myślenie Falibora szalało i potykało się o własne nogi gdy przeciwnik okazał się być czymś innym niż niedźwiedziem czy przerośnietym, czarnym wilkiem.
To był potwór.
Potwór jak z legend i bajań wędrownych zabójców monstrów.
Potwór z chorego snu pijaka, który dusił się z własnej otyłości.
Ten jednak nie był snem. Był koszmarem i to w dodatku żywym.
Falibor chwycił błyskawicznie siekierę i zmarszczył brwi.
Wyszczerzył zęby i pochylił się napinając muskularne ramię wprost do wymierzenia ciosu.
Jeżeli żyje to i krwawi- pomyślał.
Bestia jednakże odwróciła złociste oczy i poczłapała w kierunku łatwiejszego celu.
Falibor mógł pokonać w pojedynku kilku ludzi. Radził sobie w takich sytuacjach zostawiając z przeciwników bezgłowe, rozczłonkowane worki mięsa.
Nie wiedział jednak jak walczyć z potworem.
W dodatku stara siekiera prezentowała się wyjątkowo żałośnie przy łapach i pazurach tego skurwysyństwa.
Falibor zdecydował się, nie wypuszczając siekiery z ręki wycofywać w kierunku, z którego przyszli. Nie zapamiętał drogi ale wziął pod uwagę kierunek, który obrali, gdy tutaj szli.
Powolny odwrót był skuteczniejszy i bezpieczniejszy niż rzucenie się biegem w las ponieważ to mogło sprowokować bestię do ataku. Instynkt brał często górę nad pustym brzuchem.
Nie zamierzał pomagać starcowi. Nie w tym stanie, nie z tą bronią.
Ostatnie słowa Izbyluta zapadły Faliborowi w pamięć.
,,Jesteś zbyt cenny!"
Nie mógl teraz się nad tym zastanawiać.
Pora się wycofać.
Zwłaszcza, że dziadyga wskoczył pod potężne obalone sosny. Takich nie przestawi nawet tuzin niedźwiedzi.

sniadaniedolozka - 2018-07-17 12:09:08

Żywia obudziła się i odetchnęła ciesząc się, że to był tylko sen. Jednak spokój przyszedł na niezbyt długą sekundę. Zobaczyła nad sobą Bogdana.
Serce niemal stanęło.
Otworzyła usta chcąc krzyknąć, wezwać pomoc. Jednak mężczyzna był szybszy. Jego ohydna dłoń znalazła się na jej twarzy, chwilę później na szyi. Dziewczyna straciła oddech. Czuła niemal paraliżujący strach.
Nie, przecież to się nie mogło tak skończyć. Myśl Żywia, myśl! Już nie raz była w podobnej sytuacji, mężczyźni byli nią żywo zainteresowani i nie znosili sprzeciwu. Ta sytuacja była o tyle inna, że nie miała przy sobie żadnej broni. Ale nie... Podwinęła nogi mocno pod siebie i z całej siły wyprowadziła cios prosto w jego ohydne przyrodzenie. Nie zdążył zareagować a ogromna ręka na członku nie pozwoliła zamortyzować uderzenia tak jakby chciał.
Uścisk na szyi zelżał, dzięki czemu miała większe pole manewru. Dodatkowo zyskała nieco czasu.
Przypominając sobie, że Falibor rano zostawił jej prowizoryczną broń, sięgnęła za łóżko i wyciągnęła kamień. Bogdan nie zwracał szczególnej uwagi na to co ona robi, był zbyt zajęty własnym bólem. Podniosła się i starając się włożyć całą siłę w ramię, wyprowadziła dość precyzyjny cios kamieniem w czaszkę mężczyzny. Bogdan się zachwiał, po chwili leżał na ziemi w kałuży własnej krwi i już teraz czerwonych kwiatach.
Żywia stała sparaliżowana nad ciałem mężczyzny - jak się spodziewała martwym. Jednak nie była na tyle odważna by to sprawdzić. Wypuściła kamień z ręki. Bogdan się nie ruszał. Jego klatka piersiowa nie unosiła się.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Na środku izby leżał Bytomir, który chciał jej pomóc. Zanim jednak do niego podeszła sięgnęła po swoje ciuchy. Nie wiedziała co się dalej wydarzy, ale wolała nie być niemal naga. Naciągnęła szybko spodnie, zapięła koszulę i dopiero wtedy podbiegła do Bytomira by mu pomóc.
- Wszystko w porządku? - głos miała zachrypnięty.

Jarek Jaworski - 2018-08-01 23:18:12

https://zapodaj.net/images/b0b191edffbd3.jpg



Muzyka: https://youtu.be/hKhHcy3PfNQ?t=522

          Bytomir leżał zamroczony a z jego głowy płynęła krew... Żywia stała i wsłuchiwała się w majaczenie starca, miała świadomość że ten był w przeciwieństwie do Bogdana, kruchy jak czerstwa kromka chleba.
- Nie, nie zabieraj mi jej... - majaczył- Ty kurwo jak możesz... to nasza jedyna córka... -  Mocno oberwał, możliwe że to zdarzenie odbije się na jego zdrowiu znacznie poważniej, niż można było by przypuszczać. Był stary czego świadomość miała wpatrzona w niego Żywia. Mimo to po chwili otworzył oczy i obnażył gołe dziąsła. Żywia zauważyła że ten starzec jest niezwykle zdeterminowany... tylko ku jakiemu celowi... - Ma więcej krzepy niż sądziłem... - wybełkotał, po czym pośpiesznie lecz z przeciągłymi jękami wstał i chwiejnym krokiem doczłapał się do Bogdana. - Na szczęście jeszcze żyje. - Dodał, przykładając ucho do jego torsu. - Kobieta była zaskoczona jak szybko wrócił do zdrowych zmysłów, po tym jak przed chwilą majaczył. Przez tą krótką chwilę, gdy rzucił się na Bogdana, Żywia dostrzegła w nim kogoś innego. Innego niż tego którym teraz jest, bądź stara się być...


* * *




    Gdy Falibor oddalił się na względnie bezpieczną odległość, usłyszał ryk i trzask łamanych kości. Nie było słychać krzyku starca, a jedynie przedziwne dźwięki, wydawane przez stwora, z którym spotkanie udało mu się przeżyć. Jeśli tylko uda mu się wydostać z tego przeklętego miejsca, będzie miał co opowiadać... Tylko kto uwierzy w takie historie? Minęło na tyle dużo czasu by Falibor się uspokoił, szedł przed siebie mając nadzieję że dojdzie niebawem do zarębku. Przedzierając się przez gęste iglaki, wojownik przypomniał sobie opowieść pewnej starej bajarki, która za srebrnika lub kawałek chleba opowiadała niestworzone legendy o Tazodańskich Górach. Wiele jest legend i opowieści lecz Faliborowi, zapadła w pamięć tylko jedna, o dzikich szczepach nienasyconych walką dzikusów. Ponoć gdyby nie fakt że są tak strasznie złaknieni krwi, w efekcie czego zabijają się sami nawzajem, podbili by imperia Ungardu bez trudu. Wielcy wojownicy, barbarzyńcy spod lodowych grzbietów tazodańskich szczytów. Niestudzeni niszczyciele nie znający strachu ni bólu. Falibor żałował że nie spamiętał większej ilości historii, które wtedy wydawały mu się niczym innym jak, bełkotem starej wariatki. Być może wiedział by, czego się spodziewać u podnóży tych przeklętych gór. 
    Las nieco się przerzedził, przez co podróżnik mógł dalej sięgnąć wzrokiem. Cienkie i wysokie sosny, łyse jak powbijane w ziemię lance, tylko u szczytów obrośnięte gęstą grzywą igieł. Zmagają się między sobą w pojedynku o promienie słońca, pnąc się niewzruszenie ku niebu. Falibor  lustrując okolicę, spostrzega między nimi coś niesamowitego. Ogromna, wysoka jak troje ludzi istota, z wyglądu przypominająca niewyobrażalnie starego dziada, stoi w odległości kilkudziesięciu łokci, wpatrzona oczyma przysłoniętymi gęstą szczeciną białych brwi. Jest zgarbiona, jak gdyby dźwigała na plecach brzemię setek lat, które teraz ciążą jej tak bardzo, że musi zadzierać głowę by patrzeć przed siebie. Z takim jednak rozmiarem, nie musi tego robić, gdyż wszystko wokoło, za wyjątkiem drzew, jest od niej mniejsze. Starzec wpatruje się w postać wojownika, po czym wskazuje nań powykręcanym paluchem o długim, żółtym paznokciu. Dzieli ich znaczna odległość, lecz Falibor czuje lęk. Istota opuszcza rękę, by drugą, bez żadnego wysiłku, rzucić coś, pokaźnych rozmiarów w jego stronę. W locie, Falibor nie był w stanie rozpoznać co to jest. Dopiero gdy spadło mu pod nogi, zdał sobie sprawę że jest to truchło potwora, który przed kilkoma godzinami zaatakował jego i Izbyluta. Monstrum było powykręcane, tak że przypominało skórzany worek pełen flaków i pogruchotanych kości. Było bez wątpienia martwe. Falibor spojrzał na tajemniczą istotę w oddali, a ta w niewyjaśniony sposób zniknęła za jedną z wąskich sosen. To nie było możliwe, by zniknąć w taki sposób! To musiała być jakaś magia! To słowo mieszkańcom Ungardu, każdego królestwa, kojarzy się tylko z jednym. Głoszącym na ambonie klechą, opluwającym wszelkiej maści, dawno już wybitych czarnoksiężników i magów. Nie mniej jednak to słowo nasuwa na myśl skojarzenie piekła, zła i diabelskiego pomiotu. Nagle Falibor zdał sobie sprawę że istota nie koniecznie wskazywała na niego... mogła wskazywać na …  Izbyluta... Jeśli bestia nie żyje to ten stary głupiec może jeszcze dychać. Gwałtowna myśl przemknęła przez skołowany umysł mężczyzny. Słońce skłaniało się ku zachodowi gdy zdezorientowany szukał najlepszego rozwiązania z tej patowej sytuacji.


* * *



           Żywia siedziała na parterze, przy stole, popijając nerwowo rumianek, który zaparzył jej Bytomir. Oczekiwała z niecierpliwością powrotu Falibora. Co chwila zerkała na schody prowadzące na piętro, mając w pamięci pełne grozy wydarzenie. Starzec, przez cały czas, starał się jej wytłumaczyć że Bogdan jest nieszkodliwy, że jest niczym dziecko, zamknięte w ciele dojrzałego mężczyzny. Bezzębny opiekun wykazywał cechy... jakże ludzkie, w przeciwieństwie do innych poznanych mieszkańców wioski. Nie był sprośny jak można było by przypuszczać, mając na uwadze pierwsze wrażenie. Najwyraźniej jest dobrym aktorem, lub źle ocenił Żywię za pierwszym razem. Teraz zdawał się troskliwy. Rozumiał że dziewczyna jest przestraszona i że postać Izbyluta jest niepokojąca, dlatego ponownie postanowił zaproponować, by dziewczyna się wyniosła od Izbyluta i zatrzymała u niego. Obiecuje pomoc znachorki i że, zapozna ją z innymi mieszkańcami wioski, gdy tylko wydobrzeje. Niepokój mimo to nie opuszczał Żywii, która wciąż miała w głowie  traumatyczne przeżycie. Do tego świadomość, że olbrzym na piętrze, zaraz może się obudzić, przytłaczała ją. I jeszcze ta choroba... jej oczy piekły niczym rozżarzone węgielki. Czuła się taka słaba. Miała przerażającą świadomość tego, że gdyby któryś z tych dziwaków, chciał wziąć ją siłą, nie była by w stanie skutecznie się opierać. Cała ta sytuacja fatalnie odbiła się na jej samopoczuciu. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej tylko jedno. Jeśli ma się bronić, musi wydobrzeć, a do tego potrzebne są jej leki i opieka. W głowie, miała sprzeciw Izbyluta odnoszący się do wizyty u znachorki i fakt, że w jego domu doszło do tragedii. Nie wiedziała komu ufać... zachodziła w głowę, gdzie teraz jest Falibor, skoro mroki nocy zalewają już zarębek. Nagle, w tej chwili, u progu schodów, ujrzała postać olbrzyma. Był skulony i nie schodził na parter, lecz obserwował, co dzieje się na dole z ukrycia, trzymając się za zakrwawioną  głowę.

Fakty
-Falibor oddalił się od miejsca spotkania bestii i uspokoił się. To co widział przypomniało mu jedna z legend o mieszkających być może  w tych okolicach barbarzyńcach.  Po kilkugodzinnej wędrówce wciąż jest w lesie. Spotyka olbrzymiego starca który wskazuje na niego palcem lub jakiś kierunek  za nim co zmusiło by go do zawrócenia. Istota rzuca mu pod nogi truchło bestii która zaatakowała go przed kilkoma godzinami. Falibor doszukuje się magi w zaobserwowanych zjawiskach a w krainie Ungardu z której pochodzi magia jest tępiona przez nowa jedyną wiarę która od kilkuset lat zbiera swe żniwo na terenie wszystkich królestw. (w razie pytań pisać na facebooku) Obecnie Falibor zastanawia się nad dalszymi krokami zdaje sobie sprawę że albo zabłądził albo jest niedaleko wioski.
-Żywia jest na parterze oczekując Falibora. Nie chce opuścić tego miejsca mimo strachu przed olbrzymem na pietrze żeby być na miejscu gdy wróci Falibor. Nie wie komu może zaufać. Jest słaba i potrzebuje pomocy. Zagadkowy Bytomir ponownie proponuje pomoc. 
- Już zmierzcha

Falibor - 2018-08-02 09:43:04

Ryk.
Ryk i odgłos łamanych kości.
Przyjemny dla uszu wojownika. Niepokojący dla uszu człowieka.
Falibor czuł się rozdarty pomiędzy tym co widział a tym co słyszał.
Z jednej strony widział, że dziadyga ukrył się pod zawalonymi drzewami a z drugiej, słyszał jak może być miażdżony w łapach potężnej bestii o złotych oczach.

Szedł już kilka godzin. Strach uciekł przed ostatnimi promieniami słońca wpadającymi do błękitnych oczu Falibora wypędzając z niego lęk, zostawiając determinację, spokój i szum lasu wokół.
Ciepło i wiatr smagały naprzemiennie jego nagi tors dając ulgę dla skóry zlanej potem. Cieszył się, że zostawił pancerz w domu Izbyluta. Jest przez to szybszy i nie jest mu tak gorąco jak mogłoby być. No i nie obciążał nogi..
Przypomniał sobie opowieści o tych terenach. O jego mieszkańcach, ich ,,wspaniałej" tradycji zabijania się między sobą tylko z sobie znanych powodów. Jeśli wierzyć opowieściom to dobrze, że tak się dzieje.
W przeciwnym razie cała cywilizacja Imperiów Ungardu stała by się dziczą a on nie mógłby zarabiać na łapaniu tych, którzy nie przestrzegają prawa. Lubił tą pracę.

Drzewa przerzedziły się a Falibor wzmógł czujność. Może wreszcie dostrzeże wioskę?
Nagle pomiędzy drzewami dostrzegł jakiś dziwny, potężnych rozmiarów posąg... zaraz... to nie jest posąg!
To był wielkich rozmiarów starzec.
Wyglądał karykaturalnie pomiędzy nieco większymi od niego drzewami.
Falibor stanął w miejscu i patrzył na... to coś.
Starzy ludzie przyprawiali go o jakiegoś rodzaju obrzydzenie. Ten tutaj wyglądał na prastarego o rozmiarach trzech ludzi..
Stworzenie podniosło ramię i wycelowało w niego palec.
Wojownik spiął się gotowy do uniku.
Zamiast błyskawicy, wielki staruch posłał w jego kierunku jakieś ścierwo, które wyglądało jak... jak bestia, która ich zaatakowała!
Leżała u stóp Falibora, cała we krwi, żałośnie powykręcama, zmiażdżona przez ogromną siłę.
To popis siły?- pomyślał Falibor.
Bestia nie patrzyła już na niego złotymi oczami, nie miała w sobie gniewu i dzikości.
Leżała tutaj. Słaba, zniszczona, pogruchotana. Martwa- to było pocieszające.
Leśny stwór wskazał ponownie w kierunku Falibora... czy może raczej za niego?
Kawałki układanki zaczęły układać się w jedną, spójną całość.
Chciał zadać pytanie ale dobrze wiedział, że nie ma na to czasu. Gdzieś tam leży Izbylut, jeszcze żywy.
-Dziękuję- odpowiedział krótko Falibor widząc jak stary, leśny dziad znika i udał się po swoich śladach z powrotem, do miejsca, w którym zostali zaatakowani przez bestię.
Może ten stary idiota doceni, że młodzian po niego przyszedł i przestanie podchodzić do niego z otwartą wrogością jednocześnie zacznie odpowiadać na pytania.
Póki co nie ma tu spokoju.
Zastąpiły go potwory, magia i noc.

sniadaniedolozka - 2018-08-06 21:24:02

Nagłe pobudzenie Bytomira było dość dziwne i zaskakujące. To wszystko co się wydarzyło przed chwilą bardzo wytrąciło dziewczynę z równowagi ale nie zaburzyło postrzegania.
Jej napastnik żył. Poniekąd była ucieszona, nie chciała go przecież zabić. A z drugiej strony oznaczało to że będzie nadal jej zagrażał.
Ja… pójdę się umyć. - spojrzała na swoje ręce. Nie widziała na nich krwi której co prawda się spodziewała ale musiała stąd natychmiast wyjść.
Zeszła na dół i wyszła z domu. Usiadła na zewnątrz na trawie i wzięła głęboki oddech. Myśli kłębiły się w jej głowie. Co miała zrobić? W zasadzie mogła teraz uciec, nikt by jej przecież nie gonił. Ale co z Faliborem? Poza tym nie za bardzo mogła sobie na to pozwolić w takim położeniu w jakim jest teraz.

Spędziła dłuższą chwilę na powietrzu próbując się uspokoić. Nie było to łatwe w tej sytuacji. Widziała kątem oka że Bytomir wygląda poszukując jej. Postanowiła więc wrócić do środka. Weszła do izby i usiadła na krześle nic nie mówiąc. Dostała rumianek na uspokojenie za który cicho podziękowała.
Bytomir był bardzo miłym człowiek jednak wzbudzał w niej nadal lęk. Jak każdy mieszkaniec tej dziwnej wioski. Przynajmniej każdy którego poznała. Propozycja Bytomira nie była tak wulgarna jak propozycja Bogdana, dlatego nie zareagowała ostro.
- Dziękuję za pomoc, jednak nie chce rozstawać się z Faliborem. Jednak chętnie spotkam się ze znachorką. Czy mógłby mnie Pan zaprowadzić do niej? - zapytała próbując przywołać na swoją twarz uśmiech. - Ale nie chciałabym teraz wychodzić. Póki nie wrócił Falibor… i gospodarz.
Gdzie oni się podziewali? Falibor miał chorą nogę, nie powinien zbyt daleko chodzić. A może to coś związanego z tymi wilkami? Nie mogła zapytać, bo wydałoby się że wie. A z resztą to nie jej sprawa. Bardzo się martwiła, skoro ich nie ma od dłuższego czasu. W dodatku Bogdan...
Jakby na zawołanie wyłonił się z cienia. Żywią coś wstrząsnęło. Chwyciła nóż, który leżał na stole i przysunęła go bliżej ciała. Nie kryła się z tym. Chciała żeby widzieli. Bała się, to był naturalny odruch. Obserwowała Bogdana z dołu, chciała widzieć każdy jego ruch by się przygotować na ewentualny atak.

Jarek Jaworski - 2018-08-08 07:49:49

https://zapodaj.net/images/faf52e9ee6682.jpg



Muzyka: https://youtu.be/xHfoCBw4lXs?t=2

    Niebo przykrył całun ciemności, gdy wojownik dotarł do miejsca, w którym ostatnio widział Izbyluta. Niewielu było tak odważnych mężów a ten, miał dodatkowo poukładane w głowie. Niestety to trzeźwe myślenie i świadomość tego co widział w tym lesie za dnia, sprawiała że był przerażony. Mrok w dolinie jest nad wyraz głęboki a w tych gęstych borach otaczających zarębek, pochłania niemal wszystko. Blade promienie księżyca gdzieniegdzie przedzierały się przez bujne korony otaczających go sosen, pozwalając dostrzec zarysy najbliższego otoczenia. Panowała absolutna cisza, Falibor słyszał tylko skrzypienie poruszanych wiatrem wysokich sosen. Jego wzrok na niewiele się teraz zdawał, więc instynktownie wyczulał słuch. Nigdy nie był zlękniony tak jak teraz, świadomość tego co żyje w tych lasach, przyprawiała go o zimne poty. Przed oczami wciąż miał skrzydlatą bestię. Zwłaszcza teraz gdy dotarł do miejsca jej spotkania. „Obalone sosny”, starał zmusić się do trzeźwego myślenia. Niemalże po omacku, udało mu się trafić do miejsca w którym Izbylut ukrywał się przed skrzydlatym stworem. Po ciemku schylił się i na czworaka począł macać leśną ściółkę. Spodziewał się natrafić na wybebeszone zimne ciało, lecz ku jego zaskoczeniu niczego podobnego nie znalazł. Mimo to powąchał palce którymi macał glebę i zdał sobie sprawę że te zbroczone są krwią. Jeszcze chwilę postanowił poszukać czegoś przydatnego. „Być może starzec coś zostawił”. Ciekawość Falibora została groteskowo nagrodzona, gdyż jego dłoń natrafiła na urwany palec. Ten fakt nie zrobił na woju większego wrażenia. Wiele razy widział podobne członki i znacznie gorsze rzeczy. To dziwne lecz świadomość szukania starca, przywoływała na myśl polowanie na drania, oznaczonego nagrodą. To nieco uspokoiło wojownika. Poczuł się jak przed kilkoma dni, tym samym zdając sobie sprawę, że to miejsce silnie na niego oddziałuje. „Żywia” świadomość tego że zostawił ją samą na tak długo, wywoływała u niego niepokój.  Wygramolił się spod konarów grubych drzew, zauważając w blasku księżyca jak potężnie zostały poszarpane pazurami. Po opuszczeniu kryjówki znów ogarnął go lęk. Nic nie widział, siekiera zdawała się być bezużyteczna, mimo to ściskał ją bardzo mocno. Powoli ogarniała go paranoja. Zaczął słyszeć odgłosy. Nie wiedział czy te które słyszy dochodzą z lasu czy to myśli krzyczą w jego głowie tak głośno...
    „Odgłosy”... słyszy jakby pazury ocierające o korę. Poczuł chłodny powiew wiatru i odniósł wrażenie że coś dużego nad nim przeleciało. Wędrowiec zgiął nogi w kolanach rozkładając ręce na boki, będąc gotowym na każdą ewentualność. Mrożący krew w żyłach, chrapliwy pomruk wydobył się z koron drzew nieopodal niego. Falibor natychmiast skierował spojrzenie w tamtą stronę lecz widział tylko korony drzew. Nagle coś co brał za szczyt jednego z nich, zerwało się w powietrze wydając dźwięk trzepoczącego na wietrze proporca. Wstrzymał powietrze w płucach i wytężył słuch jeszcze bardziej. Obłęd sięgnął zenitu gdy w oddali usłyszał tępe odgłosy, rozłożone regularnie w czasie. To mogły być kroki czegoś naprawdę dużego.  Tąpnięcia były powolne lecz przysiągł by że ziemia zadrżała pod jego nogami. „Nie, nie...” pomyślał, „Czy stwór uciekł przed tym czymś?”. Tąpnięcia oraz drgania były coraz bardziej nasilone a po chwili do uszu przerażonego wojownika, dotarł także odgłos odchylanych drzew. Falibor wiedział że jeśli rzuci się do ucieczki w takim mroku, prędzej czy później zatrzyma się na jakimś drzewie. Pulsująca stopa stała się teraz jego najmniejszym zmartwieniem, odnosił wrażenie że jest w stanie biec jak gdyby nic mu nie dolegało. Serce wali jak młot a stres osiąga granice pozwalające zachować trzeźwe myślenie. Nagle! Coś podbiera z drugiej strony! Falibor zdążył tylko odwrócić głowę gdy potężny cios trafia jego czaszkę. Wojownik zdążył tylko przeciągle zamruczeć, gdy drugi cios całkowicie pozbawił go przytomności!


* * *



    Baytomir widząc jak dziewczyna ściska nóż, odezwał się spokojnie, lecz z charakterystycznym dla niego akcentem, człowieka pozbawionego znacznej części uzębienia.
- Już teraz zaprowadził bym cie do znachorki, lecz jest już tak późno...- Żywia zaniepokoiła się jeszcze bardziej, słyszżc jak starzec akcentuje, „tak późno”. Zdawała sobie także sprawę, że Bytomir nie mówi tego tylko ze względu na nią, lecz także na siebie, gdyż mimo iż skrzętnie ukrywa grymas bólu, dokuczają mu obite trzewia. - Mi jednak, czas iść do siebie. Już zmierzcha.- mówiąc to złapał się za bok a na jego twarzy wyłonił się niesmak. „Jeśli starzec nie zabierze ze sobą Bogdana ten zostanie tutaj ze mną sam na sam” Ta myśl zmroziła jej krew w żyłach. Przez chwilę chciała zatrzymać Bytomira lecz nim to zrobiła, uzmysłowiła sobie pewne celowe zagranie starca. Być może najzwyczajniej chce zmusić ją do tego by z nim poszła. Wystarczy iż oznajmi, że nie może zostać i nie weźmie ze sobą Bogdana, na którego rzekomo nie ma wpływu. Wówczas dziewczyna została by zdana na siebie a w tym stanie nie była by zdolna obronić się przed tym przerośniętym niedorozwojem. Bytomir zdążył dźwignąć się z krzesła, gdy z podwórza od strony lasu, dobiegł głos. - Pomóżcie. Ludzie pomóżcie. Starzec jest ranny! – To był zbawienny dźwięk dla uszu Żywi gdyż bez wątpienia należał do Falibora!  Ta zerwała się z krzesła by podbiec do drzwi, lecz Bytomir zdążył schwycić ją za rękę. Z grozą w głosie powiedział by nie otwierała drzwi. Dziewczyna w pierwszej chwili się przeraziła, pomyślała że starzec chce jej przeszkodzić by nie mogła pomóc przyjacielowi. Mimo słabości wyrwała rękę spod jego uścisku i ruszyła w stronę drzwi prowadzących na werandę. „Falibor, oby nic Ci się nie stało” …


* * *



    Wojownik otworzył oczy, którym ukazała się przysypana igliwiem, twarz Izbylua. Próbując wstać poczuł promieniujący ból głowy przez co otoczenie zawirowało mu przed oczyma. Nie stracił przytomności lecz gdy złapał się za głowę zdał sobie sprawę że całą twarz ma umorusaną zaschniętą juchą. Cały przysypany był Igliwiem zupełnie tak jak leżący obok Izbylut. Falibor nie stając na nogi a klęcząc rozejrzał dookoła. Nastał dzień, lecz widoczność była niemal taka sama jak nocą z powodu spowijającej drzewa, gęstej mgły. Nachylił się nad starcem by sprawdzić czy żyje. „Jest puls” pomyślał. W tej chwili Izbylut wykrztusił sporo gęstej juchy, łapiąc chrapliwie kilka wdechów wilgotnego powietrza. Otworzył oczy i nawet nie próbował wstać. On umierał, Falibor zdawał sobie z tego sprawę. Nie musiał odgarniać igliwia, wystarczyło że spojrzał mu w oczy. Nieraz widział ludzi w takim stanie. Czasem dało się ich uratować, lecz zawsze z pomocą wykwalifikowanych lekarzy. Fakt że Izbylut leżał na ziemi przesiąkniętej własną krwią, świadczył że nie pociągnie zbyt długo. Mimo to zmusił się do mówienia.
- Jeśli wskażę ci drogę... hyyyyyy.... hyyyyyy... To czy zabierzesz mnie... hyyyyy ze sob... hyyyy hyyyy ??? Życie Izbyluta wisiało na włosku lecz w tej patowej sytuacji Falibora także. Mógł go oszukać i zostawić, gdy tylko ten wskaże mu kierunek, lecz wiedział że ten starzec to stary wyga i być może nie wskaże właściwego kierunku, ujawniając go dopiero gdy ten dźwignie go na plecy. Poza tym nawet jeśli starzec wskaże właściwy kierunek, nie trudno będzie go zgubić w tej mgle. Falibor patrzył na człeka u kresu swego żywota i zastanawiał się co zrobić...


* * *



    Żywia schwyciła klamkę. W tym momencie olbrzym na piętrze zawył przeciągle i schował się w pokoju. Zawahała się przez chwilę, którą to Bytomir, jęcząc z bólu, wykorzystał, mówiąc – wyjrzyj przez okno... najpierw wyjrzyj przez okno... -  Żywia odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy. Stał oparty o stół trzymając się za brzuch. Wyjrzała przez okno obok drzwi i w czeluściach mroku nocy dojrzała nagą białą istotę, powłóczącą nogami przez wysoką trawę. Skierowaną w ziemie głowę, podtrzymywały zgarbione plecy a ręce wisiały bezwładnie niczym wysuszone pętka kiełbasy, podwieszone nad szynkwasem. Gdy tylko Żywia zdała sobie że nie jest to istota ludzka cofnęła się... „Co to jest?” Na jej twarzy pojawił się lęk. Ponownie spojrzała na Bytomira, lecz ten milczał. Wróciła do okna, lecz na podwórzu nikogo już nie zobaczyła. Wtem, klamka w drzwiach się ugięła a Żywia niczym zając odskoczyła do tyłu, mając świadomość że istota znajduje się tuż obok niej, tylko za ścianą. Klamka poczęła energicznie się poruszać jak gdyby ktoś z drugiej strony szaleńczo za nią ciągnął. Drzwi jednak się nie otworzyły. - Nie wejdzie do chaty- wymruczał Bytomir, siadając ponownie na krześle. - nie wyglądaj więcej za okno, nie otwieraj drzwi i nie bój się już, stają się natarczywe gdy odczuwamy lęk. Musiała wyczuć twój strach. Zwęszyła go już w lesie, rzadko podchodzą aż tak blisko. Musi być bardzo głodna. Po prostu usiądź i nie zamartwiaj się, wypij zioła do końca a ja zostanę dziś z tobą do rana...- Westchnął na koniec po czym oblizał wargi, jak to miał w zwyczaju.

* * *



    Dziewczyna nie potrafiła ukryć szczęścia jakie ją ogarnęło, gdy po otwarciu oczu, ujrzała siedzącego obok jej łóżka Falibora. Był znużony i drzemał na siedząco wsparty o ścianę. Jedną nogę miał wyprostowaną a na jej końcu brakowało buta, przez co Żywia dostrzegła jak mocno opuchniętą ma stopę. Przybrała sinej barwy a kostka podwoiła swoją objętość. Uwidoczniły się fioletowe żyły... Chwilę potem poczuła jak strasznie, pieką ją oczy. Ogarnął ją smutek, gdyż zdała sobie sprawę, że długo tak nie pociągną...

Fakty
- Falibor dociera do miejsca w którym ostatnio widział Izbyluta lecz nikogo nie znajduje. Jest u kresu zdrowych zmysłów, słyszy potworne odgłosy i dźwięki. Traci przytomność uderzony w głowę. Okazuje się że najprawdopodobniej to Izbylut go ogłuszył a następnie przysypał igliwiem by ich ukryć na czas nocy. Jak można się domyślać nie miał siły zrobić niczego innego. Rano gdy Falibor odzyskuje przytomność Izbylut prosi go o pomoc. Falibor może spróbować go dźwignąć lecz to na pewno dodatkowo nadwyręży jego stopę. Panuje mgła i nic nie widać, Falibor ma obawy czy zdoła wrócić do Jaworzyn nawet jeśli Izbylut wskaże mu właściwą drogę. Na koniec posta Izbylut trafia do zarębku i siada przy łóżku Żywii a jego noga jest w opłakanym stanie. Nie wiadomo co stało się z Izbylutem czy zmarł czy może bezpiecznie dotarł do wioski gdzie ktoś mu pomaga.
- Żywia oczekując powrotu Falibora spędza czas z Bytomirem na parterze Budynku. Bytomir zadbał o dziewczynę. Wieczorem Żywia słyszy głos Falibora za drzwiami lecz okazuje się że to jakieś monstrum podszywa się pod niego. Dobija się do drzwi lecz nie wchodzi mimo iż te nie są zamknięte na klucz. Nie wiadomo co działo się potem. Rano Żywia budzi się w swoim pokoju i widzi wymęczonego kompana.
- Falibora nie było przez cały dzień i całą noc wrócił dopiero następnego dnia lecz pora nie jest określona.
- Krzysiek, luki w tekście które możesz wykorzystać to na pewno podróż do miejsca w którym Falibor widział ostatnio Izbyluta oraz droga z lasu do zarębku w której to określisz co stało się z Izbylutem.
- Agnieszka, Ty możesz rozwinąć się opisując co robiłaś przez resztę dnia aż do wieczoru wraz z Bytomirem  oraz sam wieczór w który to ujrzałaś dziwne stworzenie za domem.
- Polecam odegranie dialogów ze mną jako byście rozmawiali z NPC (np. na facebooku) lub po prostu możecie zapytać się mnie o suche fakty i informacje jakie udało wam się od nich uzyskać. Potem wpleciecie sobie wszelkie informacje w wasze posty.

Falibor - 2018-08-13 10:09:44

Mrok i ciemność.
Zastały go, gdy dotarł do miejsca, w którym ,,stoczyli" swój pierwszy bój.
Falibor nie mógł sobie przypomnieć czy kiedykolwiek był uczestnikiem starcia, w którym nie wyprowadził ani jednego ciosu.
Cóż... teraz mógł powiedzieć, że był.
Absolutna cisza idealnie koegzystowała z przytłumionymi promieniami światła księżyca nie potrafiącego, żadną mocą, przebić się przez dziwny całun ciemności. Tak typowy dla tych lasów. Tak nie typowy dla wszystkich miejsc, w których kiedykolwiek Falibor się znajdował.
Nie. Nie da się na stojąco. Zaraz przyżnę łbem o jakąś gałąź- pomyślał mężczyzna i uklęknął.
Dobrze, że było ciemno. Z zewnątrz na pewno wyglądał żałośnie...
Falibor zaczął dokładnie przeszukiwać ściółkę w miejscu, w którym jak mu się wydawało- mógł znajdować się Izbylut.
Niczego nie znalazł.
Ale ziemia w tym miejscu pachniała krwią.
Szlag by to. Bestia dziada zabrała do leża... -pomyślał.
Jakby na potwierdzenie jego słów jego ręka trafiła na urwany palec.
Miękki z zewnątrz, twardy w środku, cały wilgotny. Śliski i poszarpany z jednej strony, z drugiej zaś ostra krawędź, złamanego paznokcia.
Przynajmniej coś znalazłem- pomyślał.
Mógł przyznać, że to było najdziwniejsze wyjście po drewno w jego życiu.
Często w trakcie swoich przygód zastanawiał się nad tym czy nie zmienić zawodu.
Fakt, że nie potrafił zbyt wiele oprócz robenia mieczem.
Zostało mu trochę życia a na zmianę zawodu było już za późno.
Będzie musiał zacząć odkładać bo znając jego szczęście, dożyje później starości- pomimo zawodu, który wykonywał.
Korowód myśli w jego głowie nie pomagał mu w logicznym podejściu do sprawy. Zwykle podczas poszukiwań kogokolwiek, Falibor był skupiony tylko na zadaniu i konkretach.
Teraz jego umysł wypełniała Żywia, wola przeżycia i te cholerne odgłosy dochodzące zewsząd.
Czy on zwariował?
Jeżeli jeszcze nie, to chyba zaczyna tracić zmysły.
Ścisnął mocniej siekierę.
Nagle usłyszał coś jakby pazury ocierały się o korę drzew nieopodal. Chwilię później gwałtowny, chłodny powiew wiatru sprawił wrażenie jakby coś przeleciało nad nim. Machnęło skrzydłem?
Usłyszał też kroki? nie... tąpnięcia!
Uderzenia o ziemię czegoś dużego, ciężkiego. Stąpnięciom wtórowały chrapliwe pomruki.
Czyżby to fruwające ścierwo uciekało przed czymś dużo większym?
Falibor nie mógł uciekać. Ucieczka w tych warunkach może skutkować śmiercią pewniejszą niż podjęcie walki.
Dlatego zdecydował się ją podjąć...
Stanął w kroku bojowym. Żałował, że nie ma swojego miecza szermierczego. Przynajmniej zginąłby z honorem.
Jeżeli przeżyję to piekło. To zabieram swój miecz z domu tego przeklętego dziada i już nigdy, przenigdy nie oddam go nikomu na przechowanie. Koniec z byciem miłym i uprzejmym.- pomyślał.
Autentyczny gniew dodał mu odwagi, która przeplatała się z adrenaliną. Nie czuł bólu nogi.
Był gotowy.
Bohaterski zryw został jednakże przerwany uderzeniem w głowę a jedna ciemność została zastąpiona przez drugą.
Kojącą, początkowo nieprzyjemną, ale rozluźniającą... myśl.
Koniec myśli.
Ciemność.



Niedługo potem, ku uldze ale także i rozczarowaniu ból nogi wrócił.
Wróciła też świadomość miejsca, ale niekoniecznie czasu.
Wróciło powonienie i czucie w twarzy.
Tak. To zdecydowanie igliwie i ziemia.
I twarz. Twarz Izbyluta.
Jego zmysły były przytępione, więc przyjął bliskość szpetnego dziada wyjątkowo spokojnie i pasywnie.
Lekko uniósł się na kolanach.
Nagle wróciła świadomość czasu.
Był... był dzień?
Widoczność była mała, to prawda. Wszystko przez tą cholerną mgłę ale czuć było wokół, że to jednak dzień.
Głód ściskał mu żołądek...
Falibor nachylił się do starca.
Dziad sapał ciężko. Ale żył.
Jest puls- pomyślał- ale nie na długo... On... on umiera.
Było widać, że starzec już z tego nie wyjdzie.
Nie był już powykrzywiany przez starość i ciężar życia.
Nie był już zgarbiony przez przytłaczającą rzeczywistość.
Leżał sobie. Spokojnie, cicho, w posłaniu z własnej krwi i leśnego igliwia.
- Jeśli wskażę ci drogę... hyyyyyy.... hyyyyyy... To czy zabierzesz mnie... hyyyyy ze sob... hyyyy hyyyy ?
Izbylut kurczowo trzymał się życia.
A raczej tego co z niego zostało.
Falibor rozejrzał się.
Ten przeklęty las ich zabił.
To była jedna taka noc. Jedna za dużo.
-Dobrze wiesz, że nie pójdziesz nigdzie o własnych siłach a i moja noga długo mnie nie poniesie. Wątpię bym dotarł do wioski żywy. Ale wciąż mam większe szanse niż Ty, Izbylucie.
Po tym wszystkim co tu się wydarzyło jesteś mi winien mi szansę na ratunek. Ja w podzięcę, załatwię wszystkie twoje sprawy tak byś odnalazł ukojenie.
Patrzył w twarz starca. Gdyby Izbylut był lepszą osobą, mniej egoistyczną i mniej wrogą skończyłby o wiele lepiej.
Z drugiej strony życie w tym przekletym miejscu pozbawiało wrażliwości. Nie było się co dziwić
Falibor był tutaj zaledwie dwa dni a już odczuł to na własnej skórze.
-Wskaż mi drogę do domu. W zamian mogę dać ci jedynie szybką albo godną śmierć. Wybieraj.

sniadaniedolozka - 2018-08-23 20:46:46

- Co to... było? - dziewczyna usiadła na krześle przerażona.
- Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi dziewczyno. - Strzec zacisnął kciuki w dłoniach.
- Martwię się o Falibora i gospodarza.... czy to coś....? - słowa uwięzły jej w gardle.
Mężczyzna uniósł wzroki spoglądając na dziewczę spod krzaczastych brwi. Nie martwiłbym się o Izbyluta, ten stary drań poradzi sobie w każdej sytuacji. Poza tym dba o dobro lasu, jakkolwiek możesz to rozumieć. Nie wiem jednak co z Faliborem... Sprawia wrażenie człeka wierzącego tylko w moc ostrza swojej klingi. Broń na nic mu się  zda tej nocy. Możesz być jednak pewna, że Izbylut nie da mu zginąć. Jestem pewien że oddałby za niego życie, gdyby musiał... Nie oceniaj nas zbyt surowo... - spuścił wzrok na podłogę.
Oczy zaszły jej łzami.
- Nie można tego... powstrzymać? Dlaczego tutaj żyjecie? Dlaczego nie uciekniecie? - Żywia nie rozumiała dlaczego żyją z takimi strasznymi istotami. Przecież mogli stąd odejść!
- Nie znamy innego życia. A to nie jet znów takie straszne jak Ci się wydaje. Twoi pradziadowie byli do nas bardzo podobni. Wy młodzi nie wiecie o czym mówię. I nie zrozumiecie tego. Tak samo jak ja nie zrozumiem tego co dzieje się w środkowym Ungardzie gdzie pieniądz przysłania oczy każdemu człekowi który uszczknął nieco władzy. Pieniądz też doprowadził do ruiny tego miejsca. Pozostała nas zaledwie garstka.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Czy mógłby mi Pan opowiedzieć historię tego miejsca? - mężczyzna był teraz dość rozmowny, może miała jedyną okazję dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. Nikt wcześniej nie chciał rozmawiać, wszystko było tajemnicą.
- Miejsce zostało założone 152 lata temu przez Bezpryma syna Gościwoja z Brzuchosławic. Założył Jaworzynę by usprawnić poszukiwania. Ludzie wierzą że poszukiwał złota którym te góry są przepełnione. Ja jednak twierdzę że złoto to tylko lśniący efekt uboczny. Prawdziwy cel Bezprym zabrał ze sobą w zaświaty. Jego kopalnia wciąż tutaj się znajduje, co prawda jest zawalona ale wejście ostało się nietknięte, prędzej czy później poznasz to miejsce – Starzec zamrugał oczami wpatrzony w podłogę - Bezprym karczując tutejsze lasy i kradnąc co najcenniejsze tych gór, pogwałcił prawa jakimi rządzą się te tereny. Rozzłościł Leśnego Dziada i innych mu podobnych. Przez lata ta okolica stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Wszelkiej maści duchy ściągały tu jak muchy do gówna. Las zarósł gęstym igliwiem a wschód zamienił się z zachodem. Nie ma stąd ratunku. Wielu uważało że przyczyna tego wszystkiego leży pogrzebana w kopalni wraz z Bezprymem lecz nikomu nie udało się jej odkryć. My natomiast nauczyliśmy się żyć w zgodzie z demonami. Widzisz prawda jest taka że królestwa Ungardu skutecznie wypędziły ze swych okolic pradawne duchy. Przestając im hołdować, skłonili się ku nowej jedynej wierze. Demony usunęły się w lasy pod góry. W te lasy. Są rozgniewane i złaknione. Starucha twierdzi że duchy nie mając posłuchu u ludzi odsunęły się od nich. Na szczęście chroni nas Leśny dziad  w zamian za daniny i życie zgodne z jego wolą. Składamy ofiary Wodnikowi który w odmętach tutejszych bagien potopił wielu ludzi. Stwór którego widziałaś za oknem to wisielec. Nieszczęśnik powiesił się bom zabronił mu spotykać się z moja córką. Nie pozwoliłem go pochować by odstręczyć córkę od tego mężczyzny. Chciałem by w głowie został jej ten właśnie obraz, byłem głupcem myśląc że widok gnijącego ukochanego przyćmi żarliwe uczucie. Ona w rozpaczy utopiła się na bagnach. Głupi sądziłem że to wodnik ją porwał i rozgniewany zabroniłem składania ofiar. Więcej nieszczęść na zarębek ściągnąłem, zrozpaczony kochanek zerwał się ze sznura i błądzi po okolicy chcąc się na mnie zemścić. Na szczęście chroni nas magia Starej.  Jestem wnukiem Bezpryma więc to miejsce należy do mnie. Muszę dbać o jego mieszkańców, a stając do walki z naturą skaże to miejsce na zatracenie. Tej chaty chroni domownik o którego dobrze dba Izbylut, nie pozwoli on wejść nieproszonym gościom... Długo by opowiadać o tym miejscu. Tragedii jest więcej. W jeziorze ma córka przemieniła się w utopca i wciąga w odmęty każdego kto się tam uda.
- Oh, tak bardzo mi przykro... - powiedziała cicho. To było okropne. - Kim jest Leśny dziad? Jakie zasady wprowadził do Waszego życia?
- To opiekun lasu. By ten zrebek mógł powstać Bezprym musiał wyciąć pod niego setki drzew. To rozgniewało Leśnego Dziada. Przez wiele lat staraliśmy się go przebłagać  i udało nam się to. Wierz mi że ma on wielką moc i wiele razy już nam pomógł. Nie wycinamy zdrowych drzew, składamy mu ofiary z płodów rolnych, świętujemy mu i dbamy o las. Nie polujemy na dziką zwierzynę.
- Dziękuję za tą opowieść. Nie będę dziś już męczyć kolejnymi pytaniami. - posłała do mężczyzny uśmiech. Była już zmęczona i dość mocno zdenerwowana. Chciała już zostać sama, miała nadzieję, że Falibor niedługo wróci.
Został tylko jeden problem - Bogdan. Żywia zebrała się w sobie i skierowała się na górę. W zasadzie chciała chyba porozmawiać z Bogdanem - nie mogli przecież tego tak zostawić. Szczególnie, że dziś bała się o siebie. Nie było nikogo kto mógłby ją naprawdę obronić. Tym razem Bogdan raczej nie zrobiłby drugi raz tego tak źle i dopiąłby swojego celu. Kiedy weszła do pokoju, w którym wcześniej spała, nikogo tam nie było. Sprawdziła wszystkie zakamarki. Nie było go tutaj. Zabrała się za sprzątanie. Było tu dużo... śladów. Po dłuższej chwili zeszła jeszcze na chwilę na dół. Bogdan siedział przy stole. Skinęła mu głową, pożegnała się z Bytomirem i wróciła do pokoju.
Kamień, który wczoraj dał jej Falibor schowała z powrotem pod łóżko, może się jeszcze przyda. Rozdziała się i położyła do łóżka. Nie chciała zasypiać. Długo myślała nad tym wszystkim co powiedział jej Bytomir, aż wreszcie zasnęła.

- Oh! - wydała z siebie okrzyk widząc w jakim jej towarzysz jej stanie. Zasłoniła sobie usta, by go nie obudzić. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Wczoraj wieczorem przyniosła misę z wodą, teraz na pewno się przyda. Podniosła się, zarzuciła coś na siebie - śpiąc w jednym pokoju i tak byli już niestosowni. Nie było sensu teraz się przejmować. Znalazła kawałek tkaniny, która mogłaby posłużyć jako kompres. Zamoczyła go w zimnej wodzie i obłożyła nim nogę Falibora. Nie spodziewała się by to bardzo pomogło...

www.xmeno.pun.pl www.wyspa-totalnej-porazki.pun.pl www.pokemonmistrz-chimchar.pun.pl www.turnieje10hamachi.pun.pl www.rapforlife.pun.pl